Relacje z wyjazdów

2024 - Praktyki krótkoterminowe studentów TiR -  filmowa relacja z Calella

2022-2023 - Chiara Conticelli (kierunek TiR) - filmowa relacja z ESHTE Estoril

2022-2023 - Paulina Sawecka-Wilk (kierunek TiR) - filmowa relacja z University of Akdeniz

2021-2022 - Julia Grądzka (kierunek TiR) - filmowa relacja z University of Huelva

2020-2021 - Natalia Rozwadowska (kierunek TiR) - filmowa relacja z University of Huelva

2019-2020 - Chiara Conticelli ( kierunek TiR) -  filmowa relacja z University of  Malaga

2018-2021 -  Marcela Damaziak (kierunek TiR) - filmowa relacja z różnych wyjazdów

2020 - Portugalia, Ericeira - Marcela Damaziak (kierunek TiR) - praktyki

Podczas pracy w szkole windsurfingowej pojawił się u mnie pomysł na zrobienie praktyk w miejscu, gdzie mogłabym mieć dodatkową wartość w postaci dostępu do sprzętu sportowego. Do girlonthewave napisałam spontanicznie. Nie liczyłam, że w ogóle będę miała szansę dostać się do tego projektu. Okazało się, że Margherita chętnie skorzysta z mojej pomocy.

Mieszkałam na wsi 40 minut piechotą od Ericeiry. Był to duży dom, gdzie mieszkali ludzie z różnych narodowości, którzy mogli pozwolić sobie na pracę zdalną. Na zewnątrz, znajdował się przepiękny ogród z owocami. Do dyspozycji mieszkańców były maty do ćwiczeń, rollery, a także biuro w oddzielnym budynku, w którym pracowałyśmy nad promocją obozów surfingowych.

Same obozy odbywały się w Ericeirze- surferskim miasteczku nad Oceanem Atlantyckim. Na każdym kroku spotykane surf shopy, surf knajpki a także ludzie z piankami pod ręką tworzyły niesamowity klimat tego miejsca. Do moich obowiązków należało głównie przebywanie z grupą, zajmowanie się social mediami oraz załatwianie spraw, którymi Margherita nie mogła się zająć w danej chwili. Codziennie miałam darmowe lekcje surfingu na słynnym spocie, Ribeirze, znanej jako World Surf Reserve. Doświadczyłam surfowania w tym samym czasie i przy tej samej plaży, gdzie odbywał się finał mężczyzn w World Surfing League. Uczestniczyłam w zajęciach jogi z profesjonalnymi nauczycielami.  Mało tego, bardzo często mogłam mieszkać w przepięknej villi nad oceanem z uczestnikami obozów. Bardzo to sprzyjało naszej integracji. Pomiędzy obozami podróżowałam autostopem, odwiedziłam starych znajomych, a także moje pierwsze erasmusowe miasteczko na północy kraju- Viseu Była to bardzo sentymentalna podróż i pozwoliła pokazać mi jak bardzo zmieniłam się od tamtego czasu.

Podsumowując, były to niezwykle wartościowe praktyki. Nauczyłam się na nich pracy z ludźmi, asertywności oraz elastyczności i zaradności w niektórych sytuacjach. Poznałam cudownych, wolnych, nietoksycznych uśmiechniętych ludzi, z którymi mam kontakt do dziś i mam nadzieję, że zobaczymy się w Chałupach na surfie :).  Przez specyfikę obozów i nawyki żywieniowe większości uczestników, zmieniłam także i swoje. Pojawiło się u mnie zainteresowanie kulturą jogi. Przez uczestnictwo w tylu już spotkaniach jestem w stanie prowadzić nieprofesjonalne zajęcia dla swoich rodziców, a także codzienne treningi dla samej siebie. Nauczono mnie tam surfingu, szacunku do siebie, własnego ciała i oceanu. Nauczono mnie, że każda fala jest inna jak i każda sytuacja w naszym życiu. Tylko od nas zależy, czy zrobimy ,,turtla’’ i ją przeczekamy, spanikujemy i zaryzykujemy mocnym poturbowaniem, czy też bez zastanowienia dziko na nią wypadlujemy :)

W razie pytań piszcie śmiało!

marcela.damaziak@gmail.com

Foto: Marcela Damaziak

2020 - Madera, Funchal - Sebastian Kotarski (kierunek TiR)

Odkąd dowiedziałem się, że AWF daje możliwość studentom wyjazdów za granice poprzez program Erasmus +, zacząłem się zastanawiać czy nie warto by było spróbować podjąć się tego. Chciałem wylecieć, aby zobaczyć jak to jest studiować za granicą i przy okazji miałbym okazje zwiedzić nowe miejsca, ale dokładnie nie wiedziałem gdzie chciałbym polecić. Długo się zastanawiałem, aż w końcu wybrałem!

Nie spodziewałem się, że będę mógł się znaleźć w tak przepięknym miejscu, w którym znajduje się obecnie. Mowa tutaj o wulkanicznej wyspie, która powstała w wyniku erupcji wulkanu - Maderze.

Mieszkałem w akademiku ponieważ chciałem się jak najszybciej zintegrować z osobami z innych państw. Początkowo myślałem, że będzie to trudne zadanie ponieważ w każdym państwie jest inna kultura, ale się myliłem. Mieszkanie w akademiku było jedna z najlepszych opcji jaką mogłem podjąć. Ludzie tutaj bez względu na wiek byli wspaniali i pomocni. Sam fakt, że gdy już przyleciałem i znalazłem się pod akademikiem to podeszły do mnie dwie osoby ( ERASMUSI ), którzy akurat wracali do akademika z „plaży”, wzięli moją jedną walizkę i powiedzieli, że mi pomogą. Czy ten wyjazd dla mnie mógł się zacząć jeszcze lepiej ? Otóż tak.

Od następnego dnia było coraz lepiej, kiedy jeszcze nie miałem zajęć i poszedłem się przejść. Widoki były tak zniewalające, że nie wiedziałem w którą stronę powinienem się patrzeć. Po lewej stronie Ocean Atlantycki, a po prawej stronie piękna natura oraz widok na całe miasto Funchal - w którym się znajdowałem . Były plusy mieszkania w akademiku ponieważ wszędzie miałem blisko z wyjątkiem Uniwersytetu, który był kilka kilometrów od akademika. Nie jest to jednak jakieś duże utrudnienie ponieważ mamy tutaj również komunikację, którą łatwo dostaniemy się na uczelnie. Ja jednak preferowałem wstawać trochę wcześniej i spacerować na uniwersytet, dzięki czemu mogłem skorzystać i zobaczyć jeszcze więcej. Przyleciałem tutaj i widziałem same plusy.

Wiedziałem, że taki wyjazd pomoże mi opanować język angielski do perfekcji, pomoże mi się jeszcze bardziej usamodzielnić, zawrzeć nowe znajomości międzynarodowe, które kiedyś na pewno mi się przydadzą oraz zobaczyć miejsce do którego większość osób chciałaby przylecieć, chociażby ze względu na jednego z obecnie najlepszych piłkarzy na świecie. Mowa tu o Cristiano Ronaldo. Jest tutaj również jego muzeum z jego wszystkimi osiągnięciami, do którego wejście kosztuje jedyne 5€. Muzeum Cristiano Ronaldo to nie jest jedyna atrakcja jaką możemy tutaj spotkać. Czasami nawet warto wstać wcześniej i pojechać samochodem na najwyższy szczyt : Pico Ruivo lub nawet na Pico do Arieiro, aby zobaczyć wschód słońca. Powiem tylko tyle - coś niesamowitego. Każdy tutaj znajdzie coś dla siebie. Madera słynie głównie z lewad. Są to kanały irygacyjne, które mają za zadanie transportować wodę z północy na południe. Być na Maderze i nie zwiedzić chociażby jednej lewady to tak samo jak być w Warszawie i ominąć Pałac Kultury i Nauki. Oprócz lewad mamy tutaj wiele innych atrakcji takich jak : paragliding, nurkowanie, surfowanie i wiele innych. Wieczorami można usiąść sobie w jakiejś restauracji i delektować się pysznym jedzeniem oraz przy okazji rozkoszować się pięknymi widokami. Miejscami, które mogę polecić każdemu do zwiedzenia będą: Cabo Giraõ, Pico do Arieiro, Pico Ruivo, Jardim Botânico da Madeira, Ponta de Saõ Lourcenço i wiele innych. Nie ma tutaj takiego miejsca, w które byśmy pojechali i żałowali, że się tam znaleźliśmy

Podsumowując

Madera to miejsce godne polecenia każdemu. Strasznie się cieszę, że miałem możliwość tutaj przebywać przez tyle miesięcy. Nauczyłem się wielu rzeczy. Najbardziej zależało mi na podszkoleniu języka oraz nawiązaniu kontaktów z innymi ludźmi z innych państw, dzięki czemu również mogłem poznać ich kulturę i obyczaje.

Fot. Sebastian Kotarski

2020 - Turcja, Antalya - Marcela Damaziak (kierunek TiR)

Nie spodziewałam się, że wyląduję w Turcji. Nigdy wcześniej nie byłam w tym pięknym kraju. Znajomi ostrzegali mnie przed ludźmi i ich kulturą. Nic bardziej mylnego! Nie poznałam nigdy tak przemiłych i gościnnych osób jak właśnie w Turcji. Wszystkie przestrogi okazały się stereotypami. Wszędzie są dobrzy i źli ludzie, trzeba mieć oczy szeroko otwarte

Mieszkałam blisko uniwersytetu. O ile można tak nazwać ogromny kompleks mieszczący wszystkie możliwe wydziały, sklepy, meczety, restauracje. W Akdeniz University na dzień dzisiejszy studiuje ponad 30 000 studentów. Uczelnia oferuje szereg dodatkowych, bezpłatnych zajęć dla studentów takich jak: tenis, basen, wspinaczka, zajęcia z nurkowania, czy ratownictwa. Nauczyciele są przyjaźni dla obcokrajowców i chcą im pomóc jak najlepiej mogą. Na terenie uczelni można poruszać się specjalnymi autobusami lub taksówkami, a to wszystko otoczone przepięknymi palmami niczym z Miami i widokiem na góry.

Turcja okazała się bardzo łatwa i tania do podróżowania. Studiując na kierunku Turystyka miałam dostatecznie dużo czasu, aby zwiedzić sporą część kraju. Kurs liry jest bardzo korzystny dla europejczyków. Dzięki temu można było korzystać z walorów kuchni tureckiej do bólu. Zaowocowało to + 4kg czystego szczęścia  Jako ciekawostka dla studentów AWFu wspomnę, że jedyną drogą rzeczą na miejscu jest alkohol. Po kraju głównie podróżowałam autostopem ze znajomymi. Czułam się tam dużo bezpieczniej, niż w Warszawie. Do tego stopnia, że pod koniec wyjazdu zdecydowałam się na samotna podróż w góry, która była jednym z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu. Wróciłam z niej kompletna

Rodzice przy okazji odwiedzin sprezentowali mi rolki co było strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o spędzanie czasu nad wybrzeżem. Nie jestem osobą lubiącą tylko ,,leżeć plackiem na plaży''. Wzdłuż morza ciągnie się trasa przeznaczona na rowery, rolki, deskorolki. Jazda na rolkach stała się moją ulubioną aktywnością na Erasmusie. Polecam wszystkim Antalyę, bo jest tam tanio, pięknie i szkoła oferuje super przedmioty!

W razie pytań, piszcie śmiało: marcela.damaziak@gmail.com

Zazdroszczę przyszłym Erasmusom, że mają jeszcze to wszystko przed sobą!

Foto: Marcela Damaziak

2019 - Rumunia, Iași – Magdalena Krawiec (kierunek WF)

Cześć! Na początek skrót dla tych, dla których jest to za długi tekst 😉

1. Polecam! Super ESN, bardzo zaangażowany, dużo erasmusowych wydarzeń. Bardzo dobry kontakt z koordynatorami Erasmusa – zarówno z wydziału WF, jak i uczelnianymi.

2. Wynajem pokoju między 150 a 300 euro, możliwość mieszkania w akademiku.

3. Zajęcia – część w grupach po angielsku/część indywidualnych i tworzenie projektów. Nauczyciele nie zawsze mówiący po angielsku, ale bardzo pomocni, podobnie jak studenci.

4. Niedocenione miejsce! Rumunia to piękny kraj z cudownymi ludźmi, a uczelnia w Iași to świetny wybór, o czym mam nadzieję, przekonacie się sami wybierając właśnie to miejsce na swoją erasusową przygodę 😊

A teraz szczegóły 😉 Erasmus w Iași (Jassy) był moją czwartą wymianą i mam z niej tak samo świetne wspomnienia jak z pozostałych wyjazdów. Na początku doceniłam w szczególności organizację koordynatorów oraz plan zajęć. Lista możliwych do uczestnictwa przedmiotów była bardzo klarownie i szczegółowo opisana, łącznie z podstawą programową zajęć, co bywa bardzo potrzebne, a nie zawsze można mieć do tego dostęp od razu.

Uczelnia w Iași jest bardzo dużą szkołą, z wieloma wydziałami, a co za tym idzie, z wieloma erasmusami. Samo Iași jest typowo studenckim miastem, w którym jest jeden ESN, współpracujący z każdą uczelnią. Dzięki temu poznaje się mnóstwo osób i można zawrzeć cudowne znajomości. ESN działa ŚWIETNIE! Każdy erasmus mógł mieć przydzielonego tzw Buddiego (osoba z danego kraju, która pomoga w trakcie wymiany). Organizowali oni dużo imprez, spotkań integracyjnych czy Halloweenową, 4-dniową, wycieczkę do Transylwanii, żeby zapoznać się z samym Drakulą 😉. W każdą środę odbywały się również spotkania w zaprzyjaźnionym barze, także zdecydowanie, zawsze było co robić.

Jeśli chodzi o zakwaterowanie, jest kilka opcji. University of Iași oferuje mieszkanie w akademiku, co jest super, w szczególności, że nie wszystkie uczelnie dają taką możliwość. Akademik znajduje się przy uczelni. Należy pamiętać, że uczelnia ma wiele wydziałów i czasem przejście z miejsca na miejsce zajmuje chwilę. Pokoje w akademikach są bodajże 3-osobowe, a cena za pokój to zdaje się ok. 150 euro. Ja mieszkałam w wynajmowanym mieszkaniu, stąd nie znam szczegółów dotyczących akademika. Za swoje mieszkanie płaciłam 180 euro, było to dwupokojowe mieszkanie, z czego jeden pokój był wyłączony z użytku, także śmiało mogę powiedzieć, że miałam szczęście z wynajmem i ceną. Mieszkałam 10 min na piechotę od Pałacu w Iași i największego centrum handlowego, także blisko centrum, jednak dojazd na uczelnię w godzinach porannych zajmował mi ok. 40 min. W ciągu dnia było dużo lepiej. Niestety Iași nie może pochwalić się najlepszą komunikacją miejską. O ile większość autobusów jest nowoczesna, to tramwaje są bardzo stare i wolno jeżdżące (a był to mój główny środek transportu). I największy ból jeżeli chodzi o transport to brak rozkładów jazdy. Można je znaleźć na niektórych przystankach autobusowych, lecz przy jeździe tramwajem należy po prostu nauczyć się w jakich godzinach mniej więcej jeżdżą. Jednak uniwersytet jest ewidentnie głównym punktem miasta, więc idzie się tam dostać zewsząd.

Na wydzile WF było nas 5 erasmusów, jednak nie mieliśmy dużo zajęć razem. Na poziomie magisterskim zajęcia mają wysoką liczbę ECTS (zazwyczaj jeden przedmiot ma 5 punktów), w związku z tym osobiście nie miałam dużo zajęć. Było tak także dlatego, że część z nich była związana z moją pracą magisterską, toteż były one indywidualne. Zdarzyło mi się mieć kłopot z zapisaniem się na zajęcia, lecz z pomocą ruszył mój Buddy oraz koordynator i wszytko udało się załatwić, dlatego polecam zgłosić się do programu przydzielenia Buddiego.

Zdecydowanym plusem wyboru Rumunii na swojego erasmusa są ceny. Są one porównywalne do tych w Polsce, dodatkowo jako studenci macie zniżki na bilety komunikacji miejskiem oraz uwaga....darmowe przejazdy pociągami na terenie kraju! Oznacza to, że można zwiedzić całą Rumunię, nie płacąc za przejazdy. Jest to świetna sprawa, która ma małe ale...pociągi są również wiekowe, jak i trakcje, w związku z tym, te podróże trochę trwają. Podróż z Iași do Timișoary (miasta wschodnim i zachodnim krańcu kraju - najkrótsza trasa autem to 640 km) trwała 16 godzin...jednak razem ze znajomymi kupiliśmy kuszetki za ok. 35 zł za jedno miejsce i była to bardzo przyjemna podróż i wycieczka 😊

Nie ma niestety bezpośredniego dojazdu do Iași z Polski. Można więc wybrać popularną trasę Warszawa - Bukareszt - Iași lub alternatywną trasę, z której niejednokrotnie korzystałam. Wybrałam przejazd autobusem z Warszawy do Czerniowic (miasto na południu Ukrainy). Koszt – ok. 90-100 zł włącznie z bagażem. Następnie autobus z Czernowic do Suczawy – ok. 35 zł i na koniec autobus z Suczawy do Iași – ok. 30 zł. Cała podróż trwa ok. 20 h, również dlatego, że czas oczekiwania na granicy Polski z Ukrainą to ok. 7 godzin. Wiem, że brzmi to skompliowanie 😉 jednak wydanie 150-200 zł na przejazd z 20 kg czy 30 kg bagażem to bardzo duży plus. Ponadto – wyjazd na erasmusa to nie jest kilkudniowa wycieczka, także przeznaczenie jednego dnia na podróż, nie ma tak dużego znaczenia.

Podsumowując, bardzo serdecznie polecam wybór Iași na swojego erasmusa! Ten mało popularny kierunek kryje w sobie wspaniałe miejsca, ludzi oraz oferuje wiele możliwości spędzania czasu! W razie jakichkolwiek pytań, pisz śmiało – magdakrawiec@onet.pl. Udanego wyjazdu!

Fot. Magdalena Krawiec

2019 - Czechy,Ołomuniec - Aleksandra Jamrozik (kierunek TiR)

Semestr letni spędziłam w miejscowości Ołomuniec w sąsiednim kraju Czechy. Ktoś mógłby pomyśleć: Czechy – za blisko Polski i zbyt podobny kraj jak na Erasmusa – też tak trochę myślałam, ale wybór ten przerósł moje oczekiwania.

Miejscowość nie należy do największych, ale znajduje się tam wszystko czego potrzeba – puby, kawiarnie, kluby, centra handlowe, parki. Dodatkowo jest to klimatyczne, przytulne miasteczko, które zachwyca swoim urokiem w każdą porę roku.

Palacky University znajduje się w dwóch miejscach, w centrum miasta oraz na uboczu w zależności na jakim wydziale się studiuje. Nie ma jednak problemu z dojazdem, ponieważ komunikacja miejska działa bardzo sprawnie.

Jako studentka turystyki i rekreacji, studiowałam na wydziale physical culture (na uboczu miasta) i wybrałam takie przedmioty jak język angielski, outdoor, edukacja o osobach niepełnosprawnych, fitness, sukcesywne starzenie się i kultura fizyczna osób starszych oraz język czeski… swoją drogą polecam każdy z tych przedmiotów. Chyba nie ma takiej rzeczy, do której mogłabym mieć zastrzeżenia jeśli chodzi o prowadzenie zajęć. To co mi się podobało to przewaga praktycznej części zajęć nad częścią teoretyczną. Mieliśmy praktycznie zajęcia z osobami starszymi, prowadząc dla nich rozruchy – mogliśmy korzystać z uczelnianej siłowni – mieliśmy okazję spróbować swoich sił na deskorolce, wspinaczce, raftingu, a także chodzeniu po linie. Każdy z profesorów był otwarty i pomocny, a co więcej starał się nas czegoś nauczyć. Przedmioty były prowadzone po angielsku, głównie w grupach studentów Erasmusa, ale zdarzały się też zajęcia ze studentami lokalnymi. Jeśli chodzi o zaliczenia to głównie są to prezentacje, eseje, projekty, a z części praktycznej poprowadzenie np treningu. Czasem zdarzają się też testy lub większe egzaminy, na które trochę się trzeba pouczyć, natomiast jeśli uczęszczacie na zajęcia to nikt wam nie będzie robił pod górkę.

Akademik – jako studentka wydziału wychowania fizycznego, byłam zakwaterowana na kampusie Neredin, który znajduje się od razu przy wydziale. Akademik sam w sobie jest nowoczesny, a łazienki i kuchnie są sprzątane 2x w tygodniu. Kolejnym plusem jest położny obok kompleks sportowy, w którym znajduje się basen, siłownia, sale fitness oraz część do wspinaczki wewnątrz jak i na zewnątrz. Cena akademika jest porównywalna do ceny w Polsce.

Udogodnienia – jak dla mnie ogromnym plusem była dobrze rozwinięta sieć kolejowa w Czechach i ceny dla studentów (zniżka wynosi 75% - honorują karty ISIC). Dzięki temu można tanio i szybko dostać się do różnych miast w Czechach, zrobić jednodniową wycieczkę po górach, czy odwiedzić inne państwa jak Austria, Słowacja, Węgry.

Spostrzeżenia – to co mi się nie do końca podobało, to brak możliwości płacenia kartą w większości lokali oraz problem z porozumiewaniem się w różnego typu instytucjach - rzadko kiedy pracownicy mówią po angielsku, a polsko-czesko język nie zawsze przynosi oczekiwane rezultaty.

Dla mnie wyjazd do Ołomuńca był jedną z najlepszych decyzji, a to co zapamiętam to rodzinny klimat jaki tworzy grupa ESN a także profesorowie, organizujący wyjścia na piwo ze studentami. To tam mogłam spotkać osoby wielu narodowości – z Japonii, Chin, Korei, Kanady, Stanów, Finlandii, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Włoch i wiele wiele innych. Z całego serca mogę polecić wszystkim to miejsce i mieć nadzieje, że tak samo będziecie zadowoleni jak ja 😊

Fot. Aleksandra Jamrozik

2019 – Portugalia, Estoril/Lizbona  - Dominika Gruszczyńska (kierunek fizjoterapia)

Na Erasmusa+ pojechałam dopiero na studiach magisterskich. Żałuję, że nie wykorzystałam opcji wyjazdu na licencjacie. Jeżeli się wahasz czy jechać teraz czy później…jedź już na licencjacie! Najwyżej pojedziesz dwa razy.  Wybrałam Estoril. Pojechałam z zamiarem spędzenia tam tylko jednego semestru lecz później przedłużyłam o kolejny. Studiuję fizjoterapię i uczelnia, którą wybrałam zaproponowała mi same zajęcia kliniczne. Łącznie 10 miesięcy w  Lizbonie spędziłam w 6 klinikach, zmieniając je co 5 lub 6 tygodni. Były to przeważnie prywatne kliniki, zajmujące się głównie pacjentami z dolegliwościami mięśniowo-szkieletowymi. Miałam swoich pacjentów lub towarzyszyłam przy pacjentach moich opiekunów. Mogę śmiało powiedzieć, że każdy dzień wnosił coś nowego do mojej praktyki, wiedzy i umiejętności. Zajęcia miałam codziennie od poniedziałku do piątku, po 5-7 godzin. Pracy było sporo ale nie zamieniłabym tego doświadczenia na zwykłe zajęcia na uczelni.

Jestem też bardzo zadowolona, że wybrałam Lizbonę. Nie jest to może najtańsze miasto, ceny pokoi są wysokie i w miesiącach zimowych jest w mieszkaniach bardzo zimno (warto zabrać zimową kurtkę!) ale atmosfera która tam panuje rekompensuje wszystko. Dojazd z centrum miasta do najbliższej plaży zajmuje około 40 minut. W niedalekiej odległości od Lizbony znajduje się sporo miejsc idealnych na weekendowe zwiedzanie. Sama Portugalia nie jest dużym państwem i w przeciągu 3-4 godzin można dotrzeć i na północ i na południe kraju. W przeciągu kilku miesięcy można zwiedzić całą Portugalię wzdłuż i wszerz. Warto również rozważyć podróż na Azory i/lub Maderę. Bilety z Lizbony są bardzo tanie i polecam pojechać chociaż na 3 dni na jedną z wysp. Azory się prześliczne! Ja byłam na najpopularniejszej wyspie Sao Miguel, która zachwyciła mnie swoją roślinnością i krajobrazem. Wszędzie dookoła jest zielono, co w połączeniu z oceanem otaczającym cię dookoła daje niesamowite wrażenie. Madera jest idealna za to dla osób lubiących piesze wędrówki.  Lizbonę na Erasmusa wybiera bardzo dużo studentów z całej Europy. Na miejscu działa organizacja Erasmus Student Network (ESN), która organizuje różne wydarzenia dla studentów m.in.; wycieczki, imprezy, workshopy kulinarne, spotkania integracyjne, wydarzenia sportowe. Dzięki temu można poznać ludzi z różnych części świata i zawiązać długoletnie przyjaźnie. Pomaga ona również odnaleźć się w nowym miejscu i szybciej zaaklimatyzować.

Portugalczycy są bardzo otwarci na obcokrajowców i większość mówi po angielsku. Pracując w klinikach spotkałam tylko kilku pacjentów, którzy nie znali języka angielskiego ale zdążyłam opanować podstawy portugalskiego, więc nie miałam większych problemów z komunikacją. Lizbona to miasto, w którym non stop coś się dzieje. Jest dużo wydarzeń, miejsc do spotkania ze znajomymi, ciekawych muzeów i zabytków historycznych czy architektonicznych. Moje ulubione miejsca to przede wszystkim punkty widokowe ‘miradouros’, z których widać całe miasto. Jest ich wiele a najlepsze widoki są przy zachodzie słońca, godzinami można wpatrywać się w kolorowe kamienice. Co więcej, kuchnia Portugalska jest bardzo smaczna i nie znam osoby, której by nie przypadła do gustu.  Uważam, że Lizbona to świetny wybór na Erasmusa.Jeśli, ktoś chciałby się czegoś więcej dowiedzieć na temat Lizbony, czy samego Erasmusa to chętnie pomogę.

Fot. Dominika Gruszczyńska

2018 - Węgry, Budapeszt - Magdalena Krawiec (kierunek WF)

Na wstępie od razu zaznaczam, że polecam, polecam, POLECAM Budapeszt jako wybór miejsca odbycia swojego Erasmusa, zarówno jako pierwszy wyjazd lub jako kolejny. Wymiana w Budapeszcie była moją trzecią i jestem bardzo zadowolona z tego wyboru. 😊
Bardzo ważną informacją jest również to, że mniej więcej w czasie, gdy odbywałam swojego Erasmusa, uczelnia w Budapeszcie otrzymała duże dotacje z państwa na modernizację uczelni, w związku z tym, opisywane przeze mnie obiekty czy warunki np.: mieszakaniowe mogą wyglądać teraz inaczej lub w niedługim czasie się zmienią.

Testnevelési Egyetem (w skrócie TF) to mały kampus, na którym odbywają wszystkie zajęcia. Nie ma tam również wielu erasmusów, na moim semetrze było nas ok. 20 osób, jednak z wielu różnych krajów. Mała ilość studentów nie była problemem, ponieważ świetnie się dogadywaliśmy i spędzaliśmy dużo czasu razem. Wszystkie nasze zajęcia teoretyczne odbywały się po angielsku w grupie erasmusów (brzmi to jak coś oczywistego, ale z doświadczenia wiem, że nie zawsze tak bywa). Ponadto, większość zajęć była naprawdę wartościowa i można było dużo z nich wynieść. Walorem edukacyjnym jest również to, że uczelnia co roku organizuje International Student Conference on Sport Science, w której udział jest bezpłatny oraz w której biorą udział studenci węgierscy, erasmusi oraz studenci zagraniczni przyjeżdżający wyłącznie na konferencję. Miałam okazję wziąć udział w tej konferencji, na której przedstawiłam wyniki swojej pracy licencjackiej i świetnie wspominam to wydarzenie. Było to zupełnie nowe erasmusowe doświadczenie 😊. Dodatkowo, część badań do swojej pracy magisterkiej przeprowadziłam właśnie w Budapeszcie, a pomogła mi w tym jedna z nauczycielek, która nie prowadziła z nami żadnych zajęć, a i tak zgodziła się mi pomóc. Dlatego walory edukacyjne są zdecydowanie plusem tej uczelni, podobnie jak nasi koordynatorzy. Byli oni niezwykle pomocni i dobrze zorganizowani. Tworzenie Learning Agreementu było tutaj wręcz przyjemnością, bo wszystkie przedmioty były nam klarownie przedstawione przed przyjazdem, a na miejscu musiałam wprowadzić jedynie małe zmiany. Zajęcia sportowe z kolei odbywały się ze studentami węgierskimi, którzy bardzo miło nas przyjmowali, a nauczyciele również mówili po angielsku.

Jeśli chodzi o mieszkanie, Budapeszt podzielony jest na dwie części oddzielone rzeką: Buda – po tej stronie jest uczelnia oraz Pest – po tej mamy z kolei sławny parlament. Wieczorne życie studenckie odbywa się w zasadzie wyłącznie po stronie Pest, która nigdy nie śpi 😉 i to tu większość studentów wynajmowała mieszkania. Ceny za pokój nie są niestety małe, średnio było to ok. 300 euro za pokój. Ja miałam sporo szczęścia, ponieważ zamieszkałam w akademiku na terenie kampusu. Nie były to warunki hotelowe, ponieważ jedyne wolne pokoje były to pokoje bez toalet. Toalety i prysznice znajdowały się na korytarzu i były do wspólnego użytu, podobnie jak kuchnia. Jednak nie przeszkadzało mi to, ponieważ koszt za mój pokój w akademiku to ok. 30 euro miesięcznie, toteż byłam niezwykle szczęśliwa, że mogłam tam mieszkać 😊. W sąsiednim pokoju mieszkało dwóch kolegów erasmusów. Akademik jest starym budynkiem, który z tego co wiem, miał być zburzony a na jego miejscu ma być wybudowany nowy. Plusem akademika była oczywiście cena i bliskość uczelni, jednak nocne powroty do akademika z miasta zajmowały ok. 40 min, ale komunikacja miejska jest tam naprawdę w porządku. Z kolei osoby mieszkające w mieście stały rano w korkach, żeby dojechać na zajęcia. Cena biletu miesięcznego była zbliżona to tej w Warszawie.

Budapeszt jako miasto jest według mnie cudowne. Bardzo klimatyczne, pełne restaruacji i barów oraz klubów i innych studenckich i turystycznych miejsc. Jest to również świetny punkt startowy do odwiedzenia innych krajów (dużo tanich lotów w różne miejsca). Nie można zapomnieć o świetnym połączeniu Węgier z Polską – samolot czy autobus (raz pokonałam trasę Budapeszt-Warszawa autobusem za 24 zł). Wieczorne oświetlenie parlamentu, mostu i innych miejsc tworzy wręcz bajkową atmosferę. Rok przed moim erasmuem odwiedziłam Budapeszt na kilka dni, jednak nie ma to porówniania z mieszkaniem tam kilku miesięcy. 

Podsumowując...polecam! 😊 W razie jakichkolwiek pytań, pisz śmiało na adres magdakrawiec@onet.pl. Pozdrawiam!

Fot. Magdalena Krawiec

2018 – Irlandia, Tralee - Monika Gawryjołek (kierunek TiR)

Zimowy semestr spędziłam w typowej irlandzkiej miejscowości, położonej w uważanym za najpiękniejsze county Kerry. Miejscowość nie należy do największych, ale jest wszystko czego potrzeba, łącznie z centrami handlowymi, spa (2 euro dla studentów) i klimatycznymi lokalnymi pubami z muzyką na żywo, w których spędzone wieczory zapamiętam na bardzo długo.

Co do organizacji erasmusa - różnie bywało. Pierwsze dwa tygodnie były dość burzliwe, ale ostatecznie wszystko było w porządku, przez cały czas pracownicy byli życzliwi i niesamowicie pomocni. Zajęcia były z Irlandczykami co było dużym plusem, ponieważ dzięki temu szybko osłuchaliśmy się z akcentem. Kierunek (health and leisure) skupiał się zdecydowanie bardziej na rekreacji niż turystyce, program był bardzo ciekawy i rozwijający kompetencje m.in. trenerskie. Uczelnia oferuje mnóstwo sportowych (darmowych) zajęć dodatkowych, klubów naukowych czy możliwości dołączenia do drużyn i udziału w turniejach. Klimat uczelni jak z serialu - duża stołówka z bilardem, kanapami i muzyką w tle to miejsce, którego zdecydowanie mi teraz brakuje. Ilość i poziom egzaminów i zaliczeń praktycznych były przeciętne, warto się pouczyć przed egzaminami, chyba jak wszędzie ;) Jest trochę Polaków na uczelni także zawsze była jakaś pomoc od starszych roczników.

Pogoda - typowa irlandzka, ale nie było zimno, więc jest do przeżycia. Śmiesznie było doświadczać sztormu kilka razy w miesiącu i liczyć na czerwony alarm który spowoduje zamknięcie szkół itp. Mimo wszystko nie przeszkadzało nam to w zwiedzaniu i podróżowaniu po całym kraju. Klify, ocean, góry, jeziora, wszystko znajdziecie w okolicach. Miasteczko znajduje się w pobliżu najsłynniejszego Ring of Kerry, Gap of Dunloe oraz na trasie Wild Atlantic Way, więc wszędzie jest pięknie.

Ceny - niby jest drogo (praktycznie cały grant poszedł na zakwaterowanie), ale ceny w Lidlu czy Aldim są naprawdę porównywalne lub nawet niższe niż w polskich odpowiednikach. Akademik - jest kilka studenckich zakwaterowań, ale nie są oferowane przez uczelnię. Nam się lepiej nie mogło trafić - 4 pokoje, każdy z łazienką, duża kuchnia z salonem, bez stałej ochrony, ale z kolei na uczelnię i do centrum 30 min spacerkiem (Tennis Village). Jest jeszcze Oakfield, Kings Court (blisko kampusu, typowy akademik gdzie większość Irlandczyków mieszka) i TTCA (głównie erasmusi, w samym centrum). Ceny wszędzie podobne za wynajem.

Dla mnie wyjazd do Irlandii był najlepszą decyzją życia i mimo tych kilku przeciwności, pokochałam ten kraj, mentalność ludzi i przede wszystkim pozostałych erasmusów, z którymi spędzaliśmy każdą wolną chwilę organizując sobie międzynarodowe, tradycyjne kolacje, imprezując, jeżdżąc na plażę, czy korzystając ze wszystkiego co uczelnia oferowała.

Fot. Monika Gawryjołek

2018 – Portugalia, Lizbona - Mateusz Kowalczyk (kierunek WF)

Wybór Portugalii i Lizbony na wyjazd na Erasmusa nie był dla mnie czymś przypadkowym, to w tym kraju cały czas można rozmawiać o piłce nożnej, to również w tym kraju znajduje się jedna z najlepszych Akademii piłkarskich na świecie. Od kilku lat zastanawiałem się nad wyjazdem w ramach tego projektu, właśnie w to miejsce. W 2018 roku udało się to zrealizować, z czego się bardzo cieszę! Uczelnia Facultade de Motricidade Humana, na której miałem możliwość studiowania znajdowała się kilkanaście minut od centrum Lizbony.

Zajęcia na uczelni były realizowane w dwóch blokach: porannym 8:00-10:00 i popołudniowym 14:00-17:00. Podczas zajęć praktycznych prowadzący wykorzystują metodę teaching and understanding. Jestem zadowolony, że mogłem wyjechać na uczelnię zagraniczną. W trakcie pobytu miałem również możliwość obserwacji pracy trenerów grup młodzieżowych Akademii Benfici Lizbona oraz zwiedzić kilka innych cudownych miast lub wysp Portugalii (Porto, Algarve, Madera, Azory). Wszystkim polecam ten kierunek i program Erasmus oraz za wszystko dziękuję!

Fot. Mateusz Kowalczyk

2018 – Norwegia, Stavanger - Karolina Wichlińska (kierunek TiR)

W semestrze zimowym 2017/2018 przebywałam na wymianie w Universitetet i Stavanger pomiędzy 8 sierpnia a 17 grudnia. Moją podróż z Warszawy do Gdańska przebyłam pociągiem, a następnie linią Wizzair bezpośrednio do Stavanger. Miasto znajduje się w zachodniej, bardzo malowniczej części Norwegii. Jest nowoczesne i minimalistyczne, a zarazem widać po zabytkach czy architekturze, że jego historia jest pielęgnowana oraz przekazywana turystom. Wyczuwa się atmosferę powszechnej akceptacji. Duża w tym zasługa osiedlających się w tych rejonach osób tworzących multikulturową mieszankę. Tradycyjne, drewniane domki, jeziora, Pomnik Trzech Mieczy, trole czy Muzeum Ropy Naftowej – to tylko jedne z nielicznych symboli które rozsławiły miasto.

Uniwersytet w Stavanger, będący uczelnią publiczną, znajduję się na uboczu (jedynie wydziały artystyczne usytuowane są w ścisłym centrum). Nie ma jednak problemu z dojazdem, ponieważ komunikacja miejska działa bardzo sprawnie. W 2016 roku liczba studentów wynosiła 10 888.

Podczas mojego pobytu kursy, które wybrałam to Turystyka Przygodowa i Przedsiębiorczość, Średniozaawansowana Mikroekonomia, Zarządzanie Hotelami i Restauracjami. Nie ma takiej rzeczy do której mogłabym się przyczepić jeśli chodzi o sposób prowadzenia zajęć. Przede wszystkim fakt, że przedmioty miały po 10 ECTSów oraz wymagały dużego nakładu pracy własnej, dawał szansę na dogłębne zapoznanie się z tematyką. Turystyka i Zarządzanie były prowadzone w formie aktywnych wykładów, tzn. bardzo liczyła się aktywność studentów oraz interakcje z prowadzącymi. Wykonywaliśmy też prezentacje na zadane tematy. W przypadku Mikroekonomii mieliśmy dodatkowo ćwiczenia rachunkowe i egzamin na koniec. Pozostałe przedmioty zaliczaliśmy w formie prac pisemnych/projektów. Największe wrażenie zrobiło na mnie podejście prowadzących: ciągłe zachęcanie grupy do interakcji, zadawania pytań, konsultacje, kontakt mailowy. Warunki jakie nam stworzyli nazwałabym luksusowymi, nie wspominając o wyposażeniu obiektów. Słuchając tych ludzi nie tylko wiedziałam, że są specjalistami w swoich dziedzinach, ale także cieszą się tym co robią i jest to dla nich fascynujące. Energia oraz pomysłowość, którymi wykazywali się podczas zajęć pokazywały to najbardziej intrygujące oblicze nauki – rozbudzające ciekawość. Nie znaczy to jednak, że zaliczenie semestru było proste. Wymagano wiele. Samodyscyplina w tym przypadku była nieoceniona, ponieważ nie dało się zaliczyć bez systematycznej pracy – materiału było po prostu za dużo. Pomimo wszystko satysfakcja z wyników wynagrodziła te trudy. Całość była po angielsku, co znacznie usprawniło proces. Języka norweskiego uczyłam się na dodatkowym kursie, który nie posiadał ECTSów i był dodatkowo płatny.
Tak jak wspomniałam, warunki studiowania nie mogłyby być lepsze, przynajmniej ciężko mi sobie to wyobrazić. Biblioteka jest dostępna dla studentów 24/7, są miejsca aby odpocząć, ogrzać się, dostępna jest kuchnia, w której można przechowywać jedzenie, a także je odgrzać. Jest nawet fotel do masażu i pianino, swobodny dostęp do komputera, bogate biblioteki online czy darmowe ksero. Przed Świętami Bożego Narodzenia codziennie można było wpaść do biblioteki i skorzystać z małego poczęstunku.

Uniwersytet dysponuje kilkoma akademikami. Mieszkałam w Ugleveien, ok. 2 km od kampusu głównego. Miałam własny pokój i łazienkę dzieloną z jeszcze jedną osobą. W środku było tyle miejsca, że spokojnie mogłam się rozciągać czy robić własny trening. Teoretycznie nie było pościeli, ale praktycznie w wielu pokojach ludzie mieli po kilka kompletów, dlatego nawet tego nie trzeba było kupować. Do tego kuchnia wyposażona w roboty kuchenne, naczynia, sztućce czy urządzenie do gotowania ryżu…

Wiedziałam, że w Norwegii będzie drogo. Dlatego wzięłam z Polski dużo jedzenia oraz waluty (korona norweska). Później nie było tak tragiczne, bo praktycznie nie jadłam mięsa – a ono jest najdroższe. Ubezpieczenie trzeba było wykupić na Uniwersytecie, tuż po przyjeździe, ale nie była to duża suma (w moim przypadku jeszcze ISIC z Polski).

Stavanger i okolice to obszar cechujący się dużym bezrobociem, przy czym Polacy są tam najliczniejszą mniejszością. Starałam się znaleźć jakieś dodatkowe zajęcie, ale wszędzie wymagano norweskiego numeru personalnego oraz konta w banku, a numer wydawano w przypadku gdy student zostawał na dłużej niż 6 miesięcy lub jeśli mógł wykazać się potwierdzającym zatrudnienie dokumentem od pracodawcy. W ten sposób koło się zamykało. Po miesiącu, dwóch gdy zorientowałam się gdzie najlepiej robić zakupy koszty nie odbiegały drastycznie od tych warszawskich. Polecam sklepy Kiwi lub Rema 1000. Wato też zainstalować aplikację Mattilbud, w której można śledzić obecnie obowiązujące promocje. Dofinansowanie w wysokości 500 euro miesięcznie było w tym przypadku zdecdowanie za małe. Sam czynsz w akademiku to 310 euro.

W kwestii International Office, wszyscy byli przemili i pomocni. Pamiętam jedną sytuację, gdy ktoś do kogo zwróciłam się mailowo nie mógł mi pomóc, a po godzinie otrzymałam informację, że mój mail został przełany dalej. Problem został rozwiązany. Do tej pory jestem w szoku, że wykazali tyle dobrej woli i można było to tak sprawnie załatwić. Razem z ESN zadbano o transport z lotniska, pakiety startowe, a także przygotowano bardzo urozmaiconą ofertę w ramach Orientation Week + Fadder Festival. Zorganizowano co najmniej 4 wycieczki. m.in na Preikestolen czy Manafossen.

Jeśli chodzi o sport oraz rozrywki każdy może znaleźć tu coś dla siebie. Wybór był bardzo duży, zaczynając od aktywności na Uniwersytetcie (chodziłam na kurs swingu norweskiego, salsy i baletu) oraz hali gimnastycznej gdzie jest siłownia, sale do zajęć zorganizowanych, ścianka wspinaczkowa, po aktywności w terenie organizowane przez organizacje studenckie, a także samych mieszkańców zrzeszających się w różnych grupach jak np. Stavanger Active People Society. Centrum miasta wieczorami tętni życiem, ale oprócz koncertów, dobrej muzyki i zabawy można pracować jako wolontariusz w jednym z miejsc takich jak Folken – uczestnicząc przy okazji w odbywających się tam imprezach.
Biorąc pod uwagę fakt, że w lipcu wróciłam z jednego Erasmusa w Portugalii a po trzech tygodniach wyjechałam na następnego, załatwianie wszystkich formalności oraz przelew z grantem były zatwierdzone w błyskawicznym tempie, co oszczędziło mi sporo stresu.

Adaptacja kulturowa nie przebiegła najlepiej jeśli wziąć pod uwagę norweskich studentów. Raczej nie byli skłonni do nawiązywania relacji ze studentami z zagranicy. Trzymali się w swoim gronie. W kontaktach poza Uniwersytetem Norwegowie byli bardzo życzliwi i ciekawi drugiego człowieka. Gdy dostrzegali brak znajomości języka rozmowa przechodziła na angielski. Praktycznie wszyscy porozumiewają się w tym języku komunikatywnie. By łatwiej się przystosować warto poczytać trochę o stereotypach związanych z Norwegami, myślę, że niektóre mogą pomóc ich zrozumieć. Gdy byłam na miejscu rozdawano nam tego typu informatory w czasie Orientation Week. Reszta studentów zagranicznych jest tak dużą i zgraną grupą, że tworzą własne społeczności oraz inicjatywy.

Moja ocena Uniwersytetu pod względem ogólnym i merytorycznym to 5.

Fot. Karolina Wichlińska (Trollunga – widok na fiord, Biblioteka,  Port w Stavanger, Preikestolen we mgle)

2017 – Portugalia, Azory - Karolina Wichlińska (kierunek TiR)

Na drugim roku studiów w semestrze letnim 2017, pomiędzy 18 lutego a 17 lipca przebywałam na portugalskiej wyspie São Miguel. Studiowałam w tym czasie na jedynej uczelni wyższej wulkanicznego Archipelagu - Universidade dos Açores, z głównym oddziałem wmieście Ponta Delgada. Pomimo, że to stolica jednak przez większość czasu jest to raczej spokojne miejsce. Turyści pojawiają się głównie w okresie Świąt Wielkanocnych i w sezonie wakacyjnym, dlatego polecam tę destynację osobom, którym znudziło się warszawskie tempo życia.

Przez cały pobyt byłam zakwaterowana w akademiku (cena za miesiąc od 125 – 160 euro). Droga na uniwersytet znajdujący się praktycznie w centrum zajmowała mi ok. 15 min pieszo. Na wyspę kursują tanie linie lotniczę (Ryanair). W moim przypadku Modlin–Lizbona, a następnie Lizbona-Ponta Delgada (z 5 godzinną przerwą pomiędzy lotami). Z lotniska do akademika nie było innej możliwości niż taksówka.

Uniwersytet jest uczelnią państwową, liczącą ponad 4 200 studentów.Nie mam wiedzy na temat studentów zagranicznych, ale podczas mojego pobytu w akademiku składającym się z 4 bloków jeden był praktycznie całkowicie zajęty przez Erasmusów. Przedmioty które realizowałam to: język angielski, hiszpański, portugalski, animacja turystyczna oraz zarządzanie zasobami ludzkimi. Z perspektywy czasu wybrałabym inaczej, bo szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy uczyłam się więcej niż tam. O ile portugalski był na poziomie podstawowym, to hiszpański razem z Portugalczykami na poziomie A2 stał się dla mnie ogromnym wyzwaniem. Dodam, że na zajęciach posługiwano się jedynie hiszpańskim/portugalskim. Sytuację pogarszał jeszcze fakt, że oba języki są bardzo podobne. Animacja turystyczna była akurat strzałem w 10-tkę! Studenci zagraniczni w ramach tego przedmiotu odbyli krótkie praktyki w jednej z wiodących firm turystycznych, gdzie pomagaliśmy przewodnikom w oprowadzaniu turystów po wyspie, wypływaliśmy na whale watching oraz dzięki profesjonalnej załodze dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy. Na pokładzie oraz podczas wycieczek w terenie zawsze towarzyszył turystom biolog. Robiło to wrażenie, gdyż ich wiedza rzeczywiście przydawała się w obliczu wymagających pytań. Ponadto musieliśmy przygotować referaty dotyczące 4 artykułów, ale na szczęście była to literatura anglojęzyczna. Zarządzanie zasobami ludzkimi natomiast wymagało zdania 2 egzaminów oraz przygotowania projektu. Egzaminy oraz materiały po uzgodnieniu z prowadzącą były w języku angielskim. Projekt był 3 osobowy, niestety w mojej grupie zostałam z jedną Portugalką. Ja nie posługiwałam się portugalskim na wystarczającym poziomie, a ona angielskim. Każda z nas musiała znaleźć 10 osób pracujących w branży turystycznej, aby wypełnili bardzo długi formularz – potem oczywiście zliczanie danych, analizy oraz statystyki. Okazało się to bardzo trudnym i stresującym zadaniem. Z tego przedmiotu można było uczęszczać na wykłady – ale tylko po portugalsku. Z wszystkimi prowadzącymi był bardzo dobry kontakt mailowy oraz możliwość konsultacji. Język portugalski sam w sobie bardzo przypadł mi do gustu i dał wiele satysfakcji Prowadząca moim zdaniem jest genialną nauczycielką z anielską cierpliwością. Natomiast normalne tempo podczas wykładów było raczej nie do przełknięcia, chociaż z początku ambitnie na nie chodziłam. Pomogło mi to w osłuchaniu się z akcentem, ale musiałabym włożyć w to jeszcze więcej pracy i zacząć rozmawiać na bardziej zaawansowanym poziomie, aby móc z tych wykładów zaczerpnąć więcej.

Biblioteka jest dość dużym, przyjaznym dla studentów miejscem. Są stanowiska z komputerami oraz oddzielne boksy, aby podłączyć własny sprzęt. Bardzo często jest tam głośno – taki już portugalski styl bycia ;) Naprzeciwko biblioteki znajdowało się miejsce, w którym można było drukować czy kserować materiały. Warunki mieszkaniowe oceniam jako dobre. Pokoje są bardzo wąskie, razem z prysznicem i toaletą. We dwójkę jest trochę ciasno, ale można starać się o pokój jednoosobowy. Kampus jak i cała wyspa jest piękny, mnóstwo egzotycznych drzew oraz przestrzeń do nauki.

Z Polski chyba nie warto przywozić nic szczególnego – wszystko jest dostępne na miejscu, albo można w miarę tanio kupić. Oczywiście warto na początek wziąć trochę gotówki. Zarówno jeśli chodzi o przyjęcie w akademiku jak i w External Relations Office wszyscy byli bardzo pomocni. Uważam, że byłam dobrze poinformowana lub sama zadawałam pytania. Nie ma tam co prawda studentów wyznaczonych do wprowadzenia nowo przybyłych, ale administracja czy koordynator zawsze służyli pomocą. Większość kwestii można było uzgodnić mailowo.
Uzyskane dofinansowanie było wystarczające na codzienne wydatki. Nie odczułam też specjalnie, że muszę się w jakiś sposób ograniczać podczas zakupów albo wychodząc na miasto. Może dobrze jeśli wspomnę, że nie piję alkoholu, więc tej kwestii nie liczę ;) Zakupy najczęściej robiłam w dwóch marketach znajdujących się niedaleko akademika: Solmar lub Continente – tam był największy wybór i wszystko w jednym miejscu.

Chciałam głównie skupić się na nauce, więc nawet nie sprawdzałam jak wygląda sprawa podjęcia pracy na miejscu. Wydaje mi się jednak z perspektywy czasu, że bez komunikatywnego portugalskiego jest to dość trudne. Nie polecam tamtejszej komunikacji, no chyba żeby przetestować jak sprawnie można się przemieszczać po tak ciasnych oraz krętych uliczkach. Lepiej wypożyczyć auto ze znajomymi, albo próbować szczęścia autostopem. Mieszkańcy są bardzo przyjaźni, więc nawet jeśli nie rozmawiają po angielsku to kilka portugalskich słów wystarczy, aby przełamać lody. Z przydatnych rzeczy, jeszcze w Polsce wykupiłam dodatkowe ubezpieczenie z międzynarodową legitymacją ISIC. Później bardzo się przydało, bo była to jedyna ważna legitymacja jaką w tym czasie posiadałam.
W wolnym czasie zrobiłam kurs nurkowania i surfowałam – to jest wymarzone miejsce aby zająć się tymi aktywnościami. Wiele szlaków pieszych, które znajdują się na każdej z wysp Archipelagu zapiera dech w piersiach. Każdego weekendu wyruszaliśmy ze znajomymi na odkrywanie innego. Co tydzień odbywają się jakieś imprezy czy święta. Można doświadczyć jak bardzo ludzie przywiązani są do dobrej zabawy, muzyki, tradycyjnego jedzenia, a także uroczystości religijnych. Na uczelni oraz poza nią odbywają się różnego rodzaju festiwale czy koncerty, np. występy tunas – tradycyjnych zespołów studenckich w ich pelerynach, które były pierwowzorem dla charakterystycznych okryć noszonych w Hogwartcie ;) Jest również kilka klubów w Portas do Mar- tuż przy porcie i w centrum miasta. Wieczorami słychać niekiedy fado lub bardziej rozrywkowe czy klimatyczne rytmy. Spacer po czarno-białych kamieniach ułożonych w kwieciste lub morskie wzory zawsze wydawał mi się przyjemny, ale po zmroku lub nad ranem miał szczególny urok. Tak samo było też z wulkanicznymi plażami.

Na miejscu zaskoczyło mnie wiele rzeczy. Nic jednak nie zapadło mi tak w pamięć, abym zdecydowanie wolała wiedzieć o tym wcześniej. Wydaję mi się, że to było właśnie takie niesamowite, że działo się coś nieoczekiwanego, a ja musiałam szybko znaleźć rozwiązanie. Przeanalizowałam przed wyjazdem wszystkie informacje zawarte na stronie uniwersytetu, kontaktowałam się z osobami, które już tam były, na bieżąco kontrolowałam wymagane dokumenty – to okazało się wystarczające. Bardzo szybko zaadoptowałam się do nowego otoczenia, co więcej szczerze pokochałam i miejsce i ludzi, aż nie mogę sobie wyobrazić, że mogłabym tam jeszcze kiedyś nie wrócić. Mieszkańcy są bardzo  życzliwi. Nigdy nie zapomnę mojej Wielkanocy z pewną rodziną, która zgłosiła się do programu, aby gościć Erasmusa przy swoim stole. Do tej pory mam z nimi kontakt. Czekam na szansę, aby pokazać im trochę Polski. Myślę, że tak oni jak i ja cieszyliśmy się z tego, że choć tak różni znaleźliśmy wspólną nić porozumienia, a ta serdeczność gdzieś ciągle się tli. Wyruszając z Polski nie miałam żadnych oczekiwań, nie wyobrażałam sobie jak będzie. Pamiętam tylko, że przygotowania oraz podróż były szalenie stresujące. Gdy byłam już na miejscu chłonęłam wszystko co mogłam. Jak o tym myślę teraz to podejrzewam, że jeśli ktoś chciałby zobaczyć najszczęśliwszego człowieka na świecie, to powinien zobaczyć mnie w ciągu tych 5-ciu miesięcy. Jeśli chodzi o zajęcia na Uniwersytecie i poziom akademicki to uważam, że mógłby być wyższy oraz lepiej przystosowany dla studentów zagranicznych. Tak aby również mogli korzystać z ćwiczeń, wykładów w języku angielskim, a nie nadrabiać wszystko samemu. Moja ocena Uniwersytetu to 3,5. Cała reszta natomiast powyżej oczekiwań!

Fot. Karolina Wichlińska

2017 – Portugalia, Coimbra - Ilona Wiśniowska i Bartosz Burzyński (kierunek WF)

W chwili, gdy otrzymaliśmy pozytywną wiadomość o naszym uczestnictwie w Erasmusie, byliśmy podekscytowani spędzeniem całego semestru w pięknej Portugalii w mieście Coimbra. Pobyt przez pól roku w innym kraju to nie lada wyzwanie. Wynajęcie mieszkania wydaje się proste, lecz zrobienie tego w obcym języku może być problematyczne. Ostatecznie wynajęliśmy pokoje na dużej stancji o nazwie ,,Blue House”, zlokalizowanej w samym centrum Coimbry. Mieszkamy z 14 studentami z 5 różnych krajów. Nie mogliśmy lepiej trafić. Razem spożywamy tradycyjne potrawy z ich państw, jeździmy na wycieczki organizowane przez organizacje studenckie oraz spędzamy razem aktywnie czas podczas pobytu w Portugalii.

W czasie pierwszego tygodnia pobytu wybieraliśmy przedmioty na które chcieliśmy uczęszczać. W ramach zajęć mogliśmy poznać nowy sposób nauki sportów, które dobrze znamy oraz sprawdzić się w sportach z którymi nie mieliśmy nigdy do czynienia, takich jak wioślarstwo lub SUP. Wszyscy studenci z Erasmusa uczestniczyli w zajęciach organizowanych przez naszą uczelnię, gdzie braliśmy udział w tradycyjnych grach i zabawach. Na koniec, zaliczeniem tego przedmiotu było zorganizowanie przez naszą grupę Erasmusów, wydarzenia sportowego, podczas którego przedstawialiśmy tradycyjne gry z naszych krajów, między innymi Czech, Rumuni, Włoch, Słowenii, Hiszpanii i, oczywiście, Polski.

W Coimbrze działa kilka organizacji studenckich m. in. Erasmusland i ESN, które organizują wycieczki, w trakcie których można zwiedzić dużo popularnych i pięknych miejsc w Portugalii. Skorzystaliśmy ze wszystkich wycieczek tego typu, dzięki czemu mogliśmy podziwiać takie miejsca jak: Algarve - plaże w Lagos (Meia Preia, Praia de Dona Ana, Porto do Mos, Praia de Pinho) gdzie mogliśmy po raz pierwszy zanurzyć się w Oceanie Atlantyckim; Porto, gdzie skosztowaliśmy najwyborniejszych win w winnicy Ferreira Cellars; Lizbona; Fiueria da Foz; Fatima; Leira; oraz jaskinie w Mira de Aire.

Podczas pobytu poznaliśmy wielu ludzi z różnych krajów, którzy, tak jak my, przyjechali jako studenci Erasmusa, z którymi nawiązaliśmy przyjaźnie i dzięki którym czas spędzony w Portugalii będzie niezapomniany.

Polecamy!

Ilona Wiśniowska i Bartosz Burzyński

studenci I roku II stopnia, wychowanie fizyczne, Wydział Wychowania Fizycznego i Sportu, AWF Warszawa Filia w Białej Podlaskiej.

(3 literki, 1 serce AWF!)

2016 - Grecja, Ateny -  Magdalena Krawiec (kierunek WF)

Erasmusowa przygoda w Grecji, była moim drugim wyjazdem w ramach tego programu. Wybór Aten był prosty –  to jedno z niewielu miejsc, do którego mógł pojechać również mój partner, który pochodzi z Rumunii  (poznałam go na swoim pierwszym Erasmusie w Turcji  ). Nie bez powodu o tym wspominam, lecz to potem. Nie mogę jednak powiedzieć, że był to wybór niechętny. Bardzo cieszyłam się na wyjazd do Aten, gdyż grecka kultura, pogoda, obyczaje odbiegają od naszej, a poznanie jej jest moim zdaniem jedną z najlepszych profitów jakie daje Erasmus (a to wiem z doświadczenia z Turcji).
Jeśli chodzi o sprawy techniczne, znajdziemy tu wiele pozytywów. Przede wszystkim – Grecja jest jednym z nielicznych (jeśli nie jedynym) krajem, w którym legitymacja studencka kraju Unii Europejskiej uprawnia do ZNIŻEK STUDENCKICH, takich jak np.: transport publiczny czy wejścia do muzeów. Studenci z ważną legitymacją, mają na przykład darmowy wstęp do zwiedzania tzw. „must see" miejsc, choćby słynnego Akropolu (oznacza to, że zatrzymujecie w kieszeni 10€). Prawdopodobnie nie dowiecie się tego od razu. Nie wszyscy z chęcią przekazują tę wiadomość, lecz jest to fakt. Dodatkowo, śmiem stwierdzić, iż jest to jeden z najtańszych krajów strefy Euro. Miesięczny bilet komunikacji miejskiej dla studenta kosztuje 15€, czyli mniej więcej tylko co bilet w Polsce. Z kolei bilet jednorazowy ulgowy – 0,60€. Zauważyć można to również w każdym sklepie. Jednak to, co trzyma każdego studenta przy życiu to dar niebios - SUVLAKI. Jest to krótko mówiąc grecki kebab, który nie dość, że jest na każdej ulicy, to dodatkowo kosztuje od 1,50€ do 2-3€. Uwierzcie mi…dar niebios. W szczególności, jeśli porównamy to do sałatki greckiej, która kosztuje ok. 5€…wybór jest raczej oczywisty.
Jedzenie istotna rzecz, lecz na pewno wielu z Was, myślących o wyjeździe do Grecji, zastanawia się, jak to jest z tym ich kryzysem. Muszę przyznać, że można zauważyć jego skutki. Należy pamiętać, że Ateny są miastem starym, a brak środków na restrukturyzację sprawia, że w wielu jej częściach,budynki po prostu sypią się. Ja mieszkałam w centrum Aten, niedaleko stacji metra Panepistimio (znajduje się przy głównym budynku National and Kapodistrain University of Athens).
PS.: Znalezienie lokum nie jest trudne. Wystarczy wyszukać na Facebooku „accomodation in Athens" i wszystko staje się proste. Również ESN  w tym bardzo pomaga.
Zaraz obok pięknych budynków uniwersytetu i biblioteki narodowej, znajdowały się ledwo stojące bloki mieszkalne lub już opuszczone. W Atenach żyje bardzo dużo osób. Jest to miasto bardzo zatłoczone, ciasne, szczególnie w centrum. Samochód na samochodzie, skuter na skuterze. Ma to też swoje dobre strony. Nie jest daleko żeby przejść z baru do baru ;)  
A skoro duże miasto to i dużo uniwersytetów. Dużo uniwersytetów oznacza dużo studentów Erasmusa. Dużo to mało powiedziane, ogrom! Każda uczelnia ma swój ESN, czyli organizację studencką zajmującą się Erasmusami. Wszystkie one współpracują ze sobą, dlatego zdarzało się, że po czterech miesiącach pobytu, po zawarciu mnóstwa znajomości, idąc na spotkanie zorganizowane przez ESN, wśród 50 osób znałam 5.
Jestem studentką WF i moja uczelnia znajdowała się zaraz przy stacji metra Dafni (bardzo dobry dojazd od Panepistimio). Byłam tam niestety jedyną studentką Erasmusową (piszę niestety, bo fajnie jest mieć innych Erasmusów wokół), więc na zajęcia uczęszczałam ze studentami greckimi, bądź miałam indywidualne spotkania z wykładowcami. Greccy studenci i nauczyciele są przemili i chętni do pomocy. Nie wszyscy mówią po angielsku, wtedy zawsze jakiś ateński student służy pomocą jako tłumacz .
Ateny są też świetnym punktem startowym do podróży. Greckie wyspy, państwa sąsiedzkie – wszędzie tam można się dostać za rozsądną kwotę. Dotyczy to również lotu do Aten. Lecąc z Warszawy, za bilet z dużym bagażem zapłaciłam mniej niż 300 zł. Same Ateny będą „świetnym" miejscem dla „miłośników" wspinaczki. Chodzenie po mieście wygląda mniej więcej tak: góra, dół, góra, dół. Ateny nie są „płaskie" jak Warszawa. Jest tam bardzo dużo wzniesień, które są świetnymi punktami widokowymi. Jednak wieczorne powroty do domu i 20-minutowe chodzenie pod górę, daje się poczuć. I w tym miejscu warto wspomnieć, że taksówki w Atenach są stosunkowo tanie. Z centrum miasta, wsiadając do taksówki w 4 osoby, zapłacimy ok. 1-2 euro za osobę. I tak – odpowiadając na Wasze pytanie – Ateny są miastem które nie śpi w nocy…w szczególności w weekendy.
To co chcę powiedzieć o Atenach i Grecji, to to że jest to miejsce zdecydowanie odpowiednie dla studentów chcących czerpać z życia. Jest to kolebka naszej historii, co widać na każdym kroku (nawet na stacjach metra). Jeśli tylko chcecie, możecie spędzić tu bardzo dobry czas!
Na koniec nawiązując do motywów mojego wyjazdu do Grecji. Chciałam Wam, osobom zainteresowanym wyjazdem w ramach tego programu powiedzieć, że nie skorzystanie z tej możliwości, jest stratą nie do odrobienia. Jest to przygoda, której nic innego Wam nie zastąpi. Wielu moich znajomych mówi mi, że chcieliby wyjechać, ale nie mogą, bo nie chcą zostawić swojego partnera. Jak widać na moim przykładzie, nawet studiując w innych krajach, można znaleźć rozwiązanie sytuacji, które umożliwia przeżyć przygodę życia! Jedyne co mogę powiedzieć na koniec – POLECAM W 100%!

W razie jakichkolwiek pytań, piszcie śmiało: magdakrawiec@onet.pl

2016 - Portugalia, Lizbona - Marcelina Kaczmarczyk (kierunek WF)

Wyjazd do Portugalii był moim drugim wyjazdem w programie Erasmus+. Zawsze myślałam, żeby jak już jadę to jechać gdzieś daleko od domu. Dlatego też za pierwszym razem padło na Turcję. Teraz-Lizbona. W Portugalii nigdy nie byłam. Byłam za to wiele razy w Hiszpanii i bardzo mi się „te klimaty" podobały. Uczyłam się też dość długo hiszpańskiego więc stwierdziłam, że pomoże mi to dogadać się w Portugalii.
Do Lizbony leciałam bezpośrednio, udało mi się nawet trafić na dość tani lot (około 500 zł z milionem kg bagażu) ale słyszałam, że przez Berlin da się czasem dostać bilety nawet za mniej niż 300 zł. Mieszkałam w akademiku, tuż przy mojej uczelni (Faculdade de Motricidade Humana). Studiuję wychowanie fizyczne. Akademik przyznawano studentom Erasmusa dość niechętnie, ponieważ pokoje zajęte są przez portugalskich studentów. Jednak dla Polaków robili wyjątek(chyba mamy jakieś specjalne zasługi?), bo rzeczywiście wyjątek ten robili tylko dla Polaków. Tzn. było nas w akademiku: 60 Portugalczyków i 7 Polaków.
Akademik i uczelnia znajdują się na obrzeżach Lizbony, właściwie nie jest to już Lizbona. Brzmi trochę strasznie ale do centrum jedzie się tylko 1 pociągiem, a droga zajmuje 17 minut (plus przejście, można liczyć  pół godziny). Problem jest tylko z powrotem do akademika w nocy, ponieważ ostatni pociąg jest o 1:30, a pierwszy 5:30, a nocnych autobusów do akademika nie ma. Raz szłam z buta ale to z centrum ponad 12 km więc w nocy było średnio przyjemnie. Ale ogólnie akademik bardzo fajny. 3 piętra, kuchnia na każdym piętrze (to było trochę problematyczne bo na jedną kuchnię przypadało ponad 20 osób) ale na szczęście Polacy i Portugalczycy mają inne pory posiłków. Także my obiad gotowaliśmy koło 18-19 gdy kuchnia była zupełnie pusta, a Portugalczycy dopiero koło 21 zaczynali się w niej zbierać i gotowali tak aż do północy. Oczywiście robiąc przy tym straszny hałas ale dla mnie miało to swój urok.
Wszyscy w akademiku byli bardzo mili i pomocni. Mogę śmiało stwierdzić, że czułam się tam jak w małej rodzinie, a godziny przesiadywania w kuchni słuchając ich rozmów bardzo poprawiły mój poziom Portugalskiego (z początku rozumiałam może 2%, pod koniec około 50%).
Jedyny problem to dla mnie brak w akademiku innych studentów Erasmusa. Bycie non stop w otoczeniu Polaków nie było dla mnie opcja idealną, bo Polaków mam w Polsce i nie po to z Polski uciekałam. Na poprzednim Erasmusie miałam dużą paczkę znajomych z różnych krajów. Tutaj natomiast byli to tylko Portugalczycy i Polacy. Ponieważ nie mieszkałam w mieście, omijała mnie większość wydarzeń czy imprez organizowanych dla Erasmusów. Jednak miało to też swoje plusy. Poznałam bliżej lokalne osoby, zwyczaje, udało mi się nawet spędzić Boże Narodzenie z portugalską rodziną. No i zdecydowanie motywowało mnie to do nauki języka. Czyli właściwie nie potrafię powiedzieć, czy polecam akademik, chyba zależy, jak ktoś chce spędzić Erasmusa, bardziej międzynarodowo czy z lokalnymi studentami.
Jeżeli chodzi o uczelnię to wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Na zajęcia sportowe uczęszcza się ze studentami portugalskimi (ale zawsze znajdzie się ktoś mówiący po angielsku kto przetłumaczy), natomiast zajęcia praktyczne są organizowane specjalnie dla studentów Erasmusa. Tzn niektóre przedmioty. Z innymi mogą być problemy, zależy od nauczyciela, czy będzie miał ochotę Cię przyjąć, czy nie. Przedmioty sportowe odbywają się w blokach po 4 sporty do wyboru w miesiącu. Potem wybrany sport mamy 3 razy w tygodniu po 1,5 h i za miesiąc zaliczenie i nowy sport. Czyli przez cały nasz semestr (3 miesiące) możemy zrobić aż 12 sportów. Z tymże są one słabo punktowane bo tylko po 1,5 i 1,65 ECTS więc trzeba ich wziąć dużo, żeby nazbierać punktów. Zaliczenia każdego przedmiotu to zaliczenie praktyczne i teoretyczne (dla studentów Erasmusa zaliczenie teoretyczne to test po angielsku lub praca pisemna, prezentacja). Muszę przyznać, że nauczyciele nie zaliczają przedmiotów na „ładne oczy". Trzeba rzeczywiście chodzić na zajęcia i robić o co proszą. Ale gdy tylko ktoś się stara i nie olewa, nie ma z zaliczeniem większych problemów.
Uczelnia jest dobrze wyposażona, jest basen (niestety nie ma darmowego wstępu dla studentów po zajęciach), boiska, korty, sala judo, jednym słowem wszystko co być powinno. Jest też trasa do trenowania kajakarstwa. No i bardzo fajny zielony obszar do biegania (polecam też bieganie wzdłuż rzeki-cudoownie!)
Koszty utrzymania w Lizbonie są dość wysokie. Ja za akademik płaciłam 160 euro miesięcznie (pokój 3 osobowy) ale pokój w mieście to koszt około 300 euro. Karta miejska na wszystko (pociągi, metro, tramwaje, busy) kosztuje 50 euro/miesiąc, a na sam pociąg 32 euro. Powiem szczerze, że nawet mieszkając w akademiku wydawałam miesięcznie około 600 euro (ale na pewno się nie szczypałam-kupowałam co chciałam, nie odmawiałam sobie też podróży).
Podróże! Na pewno Porto to miasto które trzeba zobaczyć! Nie wyobrażam sobie też nie odwiedzić południa Portugalii-Algarve. Moją niespodziewaną wyprawą były portugalskie wyspy- Azory. 1800 km od lądu a bilety kupiliśmy za 13 euro! I była to cudooooowna wyprawa. Polecam bardzo.
Co jeszcze...język? Jest rzeczywiście podobny do hiszpańskiego także jego znajomość wiele ułatwia. Uczelnia organizuje specjalny kurs językowy dla Erasmusów. Koszt to 75 euro, a kurs jest bardzo intensywny. Trwa półtora miesiąca zajęcia 4 razy w tygodniu po 1,5h. Kurs zakończony jest egzaminem, a po zdaniu egzaminu dostaje się oficjalny certyfikat A1.1. Jak dla mnie jest to cudooowny język. Jak tylko go słyszę to czuję się jak w domu. Ale opinie słyszałam różne ;).
Lizbona jako miasto urzekła mnie całkowicie. Zwiedziłam wiele miast europejskich ale żadne nie wywarło na mnie takiego wrażenia. Jest po prostu PRZEcudowna. Podoba mi się w niej wszystko. Szczerze mówiąc nie miałabym nic przeciwko zamieszkania tam na stałe (kto wie?).
Plaża oddalona jest od centrum o 40 minut pociągiem. Taka główna, publiczna plaża (Carcavelos) ale jest ich o wiele więcej. Jest też Costa de Caparica po drugiej stronie rzeki, która jest od Carcavelos o niebo lepsza (malo ludzi, dzika, klify i większe fale) ale niestety dojazd komunikacją jest dość słaby. Jedzie się dlugo i wychodzi drogo (chyba że ma się kartę miejską na wszystko) ale kilka razy na pewno warto!
Na następnego Erasmusa nie pojadę już do Lizbony bo uważam, że powinnam spróbować życia w innych miejscach ale jak o tym myślę, to aż łezka się w oku kręci i zazdroszczę tym, którzy ten wybór mają jeszcze przed sobą. Także nie zastanawiaj się dłużej, Lizbona to miasto idealne i nie znam nikogo, komu by się ona nie podobała!

W razie jakichkolwiek pytań odnośnie Lizbony lub po prostu Erasmusa-pisz śmiało!!! majachad@gmail.com

2016 - Włochy, Rzym - Łukasz Mikulski (kierunek turystyka i rekreacja)

Wyjazd do Rzymu w marcu 2016 roku był moją drugą przygodą na Erasmusie. Po spędzeniu semestru we Florencji w poprzednim roku akademickim, zdecydowałem się na wyjazd do Wiecznego Miasta, co miało stanowić przede wszystkim kontynuację nauki j. włoskiego, którą podjąłem podczas poprzedniego wyjazdu, ale i także zaspokojenie ciekawości świata, której nabrałem po pierwszym wyjeździe.

Rzym to duże i niezwykłe miasto, połączenie starożytności i współczesności, w którym możemy przechadzać się pośród antycznych zabytków przy akompaniamencie wszechobecnych skuterów. Spacerując po mieście, by zauważyć coś ciekawego i zabytkowego, wystarczy jedynie obracać głowę raz w lewo, raz w prawo.  W Rzymie istnieje zabytek na zabytku. To również miasto, którego uniwersytety przyciągają masę studentów z całego świata oraz miejsce mające wiele do zaoferowania jeśli chodzi o ciekawe imprezy czy to sportowe (mecze Serie A, turniej tenisowy na kortach Foro Italico z udziałem największych gwiazd tenisa, maraton rzymski itp.,), czy kulturalne (obchody narodzin Rzymu, papieskie audiencje i inne święta). Cały region Lacjum jest atrakcyjny – można wybrać się nad malownicze nadmorskie miejscowości lub odwiedzić ważne dla nas wszystkich Monte Cassino, także inne ciekawe miasta. Jest stąd blisko (bo zaledwie 2,5h autokarem) do Neapolu, a bilety kupić można już od 5 euro (FlixBus).

Uczelnia, na której miałem przyjemność studiować, to Foro Italico, które znajduje się pod samym (dosłownie) stadionem Olimpijskim, a od Watykanu dzieli ją 20 minut autobusem linii 32. Jest to rzymski odpowiednik AWF. Większość przedmiotów odbywa się w j. włoskim. Ja zdawałem właśnie po włosku, jednak były osoby, które nie mówiły w tym języku. Nauczyciele nie stwarzali im problemów i pozwalali przystąpić do egzaminów po angielsku. W uczelnianej bibliotece znajdują się również książki w j. angielskim, także każdy ma możliwość na spokojnie się przygotować nawet bez znajomości włoskiego. Oczywiście, należy powiadomić danych wykładowców na samym początku semestru, że zamierzamy zdawać po angielsku. A dla chętnych rozpoczęcia lub pogłębienia nauki uczelnia oferuje darmowy kurs języka włoskiego (poziomy dla początkujących oraz średnio-zaawansowanych).

Nie ma zajęć specjalnie dla Erasmusów. Zagraniczni studenci uczęszczają na te same zajęcia, na które chodzą włoscy studenci (zajęcia mogą być po włosku, po nich, lub w uzgodnionym terminie wykładowca wysyła materiały po angielsku dla osób bez znajomości włoskiego – zależnie od uzgodnienia z nim). Jednymi z ciekawszych, w jakich miałem przyjemność uczestniczyć, były kajaki na Tybrze. Co jakiś czas ćwiczyliśmy także rafting. Jeśli chodzi o zaliczenie innych przedmiotów; na jednych do przygotowania jest prezentacja, na innych do napisania jest praca na 5-10 stron. Wystarczy poświęcić trochę czasu na naukę i nie powinno być problemów. I oczywiście chodzić na zajęcia, jeżeli sprawdzana jest lista obecności. We Włoszech, kiedy wymagana jest obecność a mamy jej za mało, należy liczyć się z dodatkowym materiałem na zaliczenie (nawet kilka książek). Lepiej więc chodzić na zajęcia.

Wybierając mieszkanie warto jest uwzględnić bliskość do metra A, które będzie nam pomocne, by dostać się w pobliże uczelni. Jedynie metro w Rzymie działa w miarę sprawnie. Reszta komunikacji miejskiej w Rzymie (tramwaje i większość linii autobusowych) to dramat. Dlatego właśnie ważne jest metro. Miesięczny bilet (ten sam na busy, tramwaje i metro) kosztuje 35 euro. Nie ma zniżek dla studentów, jeśli nie kupujemy biletu rocznego. Co ważne: bilet miesięczny obowiązuje tylko na miesiąc kalendarzowy. To znaczy, że jeżeli kupicie taki bilet 25 kwietnia, to będziecie mogli go używać tylko do końca miesiąca, zaledwie 5 dni. Dlatego aby móc korzystać z biletu przez cały miesiąc, należy kupić go w pierwszych dniach danego miesiąca. Ogólnie Rzym to jedno z droższych miast. Pokoje tam nie są tanie, a zwykle jest to ok. 400 euro. Oczywiście można znaleźć pokój dwuosobowy za odpowiednią mniejszą kwotę. Szukając mieszkania warto udać się też na uczelnie, czy to naszą, czy inne. Powinny znajdować się tam listy mieszkań/pokoi dostępnych do wynajmu. A ze stron internetowych poleciłbym easystanza.it oraz subito.it, lub po prostu grupy studentów Erasmusa z Rzymu, których znaleźć możecie mnóstwo na Facebook`u.

W Rzymie działają rzecz jasna różne organizacje studenckie, które zajmują się organizacją rozmaitych wycieczek (i nie tylko, organizują także wieczorki spotkań wymiany językowej itp.). Każdy miesiąc obfituje w oferty różnego rodzaju wycieczek (przeważnie 1-dniowych, ale również dłuższych), które stanowią świetną okazję między innymi poznania regionu oraz nawiązania nowych znajomości.

Tak, jak opisałem w relacji z mojego wcześniejszego Erasmusa we Florencji – jeżeli interesuje Was nauka języka włoskiego to szukajcie mieszkania z Włochami. To bardzo pomocne zarówno pod względem nauki języka, jak i zanurkowania w kulturę i lepszego jej poznania. Sami przekonajcie się, że możliwość mieszkania z rodowitymi mieszkańcami Półwyspu Apenińskiego i szansa na częste używanie ich języka to najlepszy kurs językowy, na jaki tylko mogliście się wybrać (już po semestrze możecie odkryć, że niespodziewanie komunikujecie się w jednym języku więcej). Poza tym sam wyjazd to świetna okazja na samorealizację, otwarcie się na ludzi, na wyzwania. To poszerzanie swoich horyzontów i odkrywanie nie tylko nowych miejsc, ale przede wszystkim samego siebie. To nauka przetrwania w nowym otoczeniu (a nie jest to wcale takie straszne, jak wydaje się na początku) i nabrania samodzielności. To satysfakcja z tego, że daliście radę zdać egzaminy w innym kraju, w innym języku, i poradziliście sobie z masą nowych i ciekawych wyzwań. To również odkrycie tego, że jesteście w stanie osiągnąć zdecydowanie więcej, niż myśleliście wcześniej, i że wystarczy zrobić jedynie pierwszy krok, by się o tym przekonać. Dlatego serdecznie zachęcam każdego, by udał się studiować za granicę, czy to do Włoch, Niemiec, czy na Łotwę. Jestem przekonany, że świetną przygodę można przeżyć wszędzie, wystarczy tylko podjąć decyzję o wyjeździe. A potem sami zobaczycie, że na prawdę jest warto.

Fot. Łukasz Mikulski

2015 - Włochy, Florencja - Łukasz Mikulski (kierunek turystyka i rekreacja)

Wyjazd na wymianę studencką z Erasmusa do Florencji na semestr letni w 2015 roku był pierwszym moim doświadczeniem takiego rodzaju. Był to mój pierwszy wyjazd do Włoch w ogóle. Dlatego, co się tyczy studiowania w obcym języku, komunikacji z obcokrajowcami oraz poradzenia sobie ze wszystkimi nowymi sytuacjami itp., było trochę strachu. Jak się okazało, na strachu się skończyło, a bardziej niż wiecznie myśleć o wyjeździe i zastanawiać się „jak ja sobie tam poradzę?" polecam zdobyć się na odwagę i po prostu wyjechać. To najważniejszy krok. Potem jest już z górki, a wyjazd na wymianę studencką okazuje się wspaniałą przygodą.

Florencja to prześliczne, renesansowe miasto, do którego przyjeżdża wielu studentów. Znajdują się tu jedne z najpiękniejszych pamiątek renesansu. Zresztą zakochać można się w całym regionie Toskanii.

Pośród wąskich uliczek Starego Miasta Florencji spotkacie wielu zarabiających tam na życie artystów; aktorów, malarzy, śpiewaków, cyrkowców, komików itp. Ponadto miasto obfituje w liczne i ciekawe wydarzenia, między innymi mecze historycznego futbolu (calcio storico), jak i tego współczesnego, kiedy gra miejscowa Fiorentina. Bilet na mecz, zależnie od rangi przeciwnika, kosztuje od 10 do 30 euro. Warto kupować bilety wcześniej niż w dniu meczu (w dzień meczu płacicie x2) oraz wyrobić darmową kartę kibica w jednym z punktów na mieście. Dzięki niej za mecz półfinału Ligi Europejskiej 2015, Fiorentina – Sevilla, zapłaciłem jedynie 14 euro zamiast 30. We Florencji odbywają się także raz na jakiś czas mecze siatkarskiej Ligi Światowej. A jeżeli sami chcecie uczestniczyć w jakimś turnieju, grając w piłkę, siatkę czy kosza, są tu organizacje studenckie, które organizują takie wydarzenia.

Co do organizacji studenckich, istnieją tu takie, jak: ISF, ESN oraz AEGEE. Organizują one wiele wycieczek. Można udać się w 1-dniową podróż do Perugii i Asyżu (18 euro), jednych z term (np. Saturnia – 20 euro), lub Cinque Terre (około 25 euro) czy San Marino (około 30 euro). To tylko przykłady, bo wycieczek jest więcej. Sporadycznie organizowane są również droższe wypady na 3 dni, np. do Neapolu. W cenie takiej eskapady (około 100-150 euro) jest również zwiedzanie Pompei i rejs na Capri. W roku akademickim 2015/2016 organizowanych było średnio 3-5 wycieczek w ciągu miesiąca, także na pewno na nudę narzekać nie mogłem. Prócz wycieczek organizowane są również spotkania w stylu „tandem", czyli wieczorki wymiany językowej, gdzie możecie poćwiczyć dany język z ludźmi z całego świata, a przede wszystkim nawiązać nowe znajomości.

Włochy to kraj droższy niż Polska. Na pewno każdy, to się tu wybiera, powinien to uwzględnić, chociaż da się przeżyć. Co się tyczy wynajmu, akademików nie ma, a za samodzielny pokój płaciłem 350 euro (15 minut od mojego wydziału na Novoli i 30 minut piechotą do centrum). To normalna cena, ale jeśli Wam się uda, to możliwe jest wynajęcie nawet czegoś za 300 euro (i to w samym centrum!). Fajnie jest też kupić sobie jakiś rower (turystyczny, używany – jakieś 25-50 euro). Środek idealny na poruszanie się po Perle Toskanii. I bardzo podatny na kradzieże, należy uważać.

Jeszcze kilka słów o nauce, bo przecież Erasmus to też nauka J A moja rada jest taka. Im więcej i częściej jesteście na zajęciach i nie macie zaległości, tym lepiej sobie poradzicie. Nauczyciele są naprawdę w porządku, ale traktują Erasmusów tak samo jak studentów włoskich. Często sprawdza się listy. Jeśli nie macie zbyt wielu nieobecności to musicie pouczyć się tylko tego, co było na zajęciach (ewentualnie kilka stron z jakiejś książki poleconych przez wykładowcę). Jeśli natomiast nie chodzicie na zajęcia, będziecie zdawać egzamin już nie tylko z materiałów z zajęć, ale i trzech lub nawet 5 dodatkowych książek. Lepiej więc chodzić na zajęcia i zaliczyć wszystko w pierwszym terminie.

Istnieją zajęcia i po włosku, i po angielsku. Ja jeszcze wtedy nie mówiłem po włosku, więc uczestniczyłem w wykładach prowadzonych po angielsku. Grupy to zazwyczaj mniej więcej połowa Erasmusów i połowa Włochów, którzy studiują w języku angielskim. Także nie ma problemu, jeżeli nie znacie dobrze j. włoskiego. Ale na pewno musicie jakoś sobie poradzić w j. angielskim. Moim zdaniem poziom z angielskiego między B1/B2 to absolutne minimum.

Jeśli chcecie zacząć naukę włoskiego (lub innych języków) to Uniwersytet Florencki oferuje darmowy miesięczny kurs. Kolejny miesiąc kursu to jedyne 50 euro. Warto się zapisać bo jest świetny, zajęcia są często i można się wiele nauczyć. Ponadto to świetna okazja do poznania innych studentów.

Na koniec krótka rada: szukajcie mieszkania z Włochami lub tymi, którzy po włosku mówią bardzo dobrze. Starajcie się mówić nawet jak nic nie umiecie. Zacznijcie od razu. Ja przed wyjazdem potrafiłem powiedzieć tylko kilka zdań. Dzięki stałemu kontaktowi z Włochami (np. lokatorzy i ich przyjaciele, wspólne kolacje, rozmowy z innymi Erasmusami tylko po włosku) po przyjeździe z wymiany poszedłem na kurs włoskiego na poziomie C1. I okazało się, że lepiej mówię po włosku od ludzi, którzy zaczęli chodzić na kurs j. włoskiego 5 lat temu. Przez pół roku zrobiłem to, co oni w 5 lat. A nawet więcej, bo, bez chwalenia się, byłem w tej grupie najlepszy. Nigdy nie traficie na kurs lepszy niż ten, który daje Wam wyjazd na studia za granicę. Dlatego skorzystajcie, bo naprawdę warto. A znajomość jednego języka otworzy Wam furtkę do poznania kolejnych języków.

Podczas Erasmusa poznałem wielu fajnych ludzi, z całej Europy i świata, a z wieloma do dziś utrzymuję kontakt. Zacząłem się uczyć włoskiego, teraz widzę tego korzyści. Poprawiłem swój angielski. Nauczyłem się samodzielności. Miałem trudne momenty, ale trudne momenty przychodzą nawet w rodzinnym domu, to normalne. Do tego studiowałem
w pięknym mieście i regionie. Zwiedzałem. Poznawałem nową kulturę. Stałem się bardziej otwarty - do takiego stopnia, że rok później wyjechałem ponownie na Erasmusa – tym razem do Rzymu.  I nawet nie potrafię sobie wyobrazić ile fantastycznych rzeczy i korzyści ominęłoby mnie, gdybym nie zdecydował się na wyjazd. Nieważne, czy Włochy, Czechy czy Portugalia. Ważne by poznać smak życia i studiowania za granicą. Jedyną rzeczą, którą się potem żałuje jest to, że czas minął tak szybko. Dlatego bardzo zachęcam do wyjazdu. Im wcześniej podejmiecie decyzję o wyjeździe, tym lepiej!

Fot. Łukasz Mikulski

2015 - Turcja, Antalya - Marcelina Kaczmarczyk (kierunek WF)

Gdy znajomi i rodzina dowiedzieli się, że chcę wyjechać na Erasmusa byli trochę zaskoczeni. Ale gdy powiedziałam im, że moim pierwszym wyborem jest Turcja, wtedy dopiero zrobili wielkie oczy. Turcja?? Przecież to tak daleko, to zupełnie inna kultura, tam jest niebezpiecznie! I do tego jesteś blondynką, nie dadzą Ci tam spokoju! Ale mimo wszystkich tych uwag ja byłam pewna-chcę jechać właśnie do Turcji!
Antalyę wybrałam(a właściwie wybraliśmy bo na pierwszego Erasmusa postanowiliśmy wyjechać we 3: ja, Magda i Bartek) z prostej przyczyny-dostępność do morza. Słyszeliśmy ponadto, że jest to urokliwe miasto z dobrze rozwiniętą turystyką, jednak nie tak duże i zatłoczone jak Istambuł. I tak własnie było-Antalya okazała się dla nas opcją idealną! Jako, że pojechaliśmy na semestr zimowy(czyli wyjechaliśmy we wrześniu) był to właściwie jedyny miesiąc z dość sporą ilością turystów. Jeśli chodzi o pogodę, we wrześniu trafiliśmy na 40 stopni. Z początku było mi w takim upale ciężko, ale szybko się przyzwyczailiśmy. Dobra pogoda utrzymywała się do końca naszego pobytu (luty). Co prawda w styczniu było 12-15 stopni ale przez cały wyjazd nie użyłam kurtki-tylko bluzę. Dopiero, gdy odwiedzałam w styczniu Istambuł kurtka się przydała. Turcja Turcją, a jednak w różnych jej regionach panują bardzo różne temperatury (np. w Istambule trafiłam na -2 stopnie i śnieg).
Jeżeli chodzi o kulturę-tak to prawda, jest ona całkiem inna niż nasza. Na ulicach więcej jest mężczyzn, a spotkanie kobiety siedzącej wieczorem w barze jest baardzo rzadkie. Rownież na plaży kobiet jest mało. A jeżeli są, zazwyczaj kąpią się w ubraniach lub po prostu siedzą na plaży. Kobiety w bikini to w Turcji raczej turystki. Nawet na basenie (ponieważ jednym z moich przedmiotów było pływanie) dziewczyny pływały w długich leginsach i koszulkach.
Codzienne, 5 krotne nawoływanie do modlitwy z każdego meczetu w mieście było dla mnie na początku ciężkie do zniesienia. Szczególnie, gdy co noc budziłam się o 4 w nocy. Ale po około 2 tygodniach zupełnie przestałam na to zwracać uwagę. Jak zauważyłam- do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Alkoholu się w Turcji raczej nie pije. Pije się za to herbatę (cay) i pije się ją zawsze i wszędzie. Antalya pełna jest barów z grami planszowymi gdzie mężczyźni spędzają wieczory pijąc herbatę. Jeśli chodzi o jedzenie to szczerze mówiąc króluje kebab. Budkę z kebabem znajdziemy na każdej ulicy, jeżeli ktoś jest wegetarianinem(jak ja) z jedzieniem jest dość ciężko. Bolał mnie przede wszystkim brak wyboru w kaszach (w sklepach tylko i wyłącznie bulgur i biały ryż). Natomiast super sprawą były bazary (Pazar). Warzywa i owoce były zawsze świeże i baardzo tanie. Najtańsze były pomarańcze i mandarynki, które w sezonie kupić można było za 50 kurus/kg (czyli jakieś 70 groszy!) a jak się powiedziało, że jest się studentem, nie raz zdarzyło nam się dostać drugie kilo gratis ;).
Przez cały mój pobyt spotkałam się od Turków z niesamowitą życzliwością i gościnnością. To, że jestem blondynką nie przysparzało mi żadnych problemów-może czasami ludzie patrzyli się na mnie, ale nigdy nie spotkałam się z niemiłą sytuacją czy zaczepkami.
ESN w Antalyi bardzo nam pomógł. Burhan, który był wtedy przewodniczącym znalazł nam mieszkanie przed naszym przyjazdem (trafiliśmy na świetne mieszkanie) a z lotniska odebrał nas nasz mentor(polecam poprosić o mentora-nasz mentor Cagri okazał się dla nas jednym z najlepszych przyjaciół) i zaprowadzil nas prosto do mieszkania. Mieszkanie w Turcji jest bardzo tanie. Za 3 pokoje z kuchnią i 2 łazienkami płaciliśmy niecałe 400euro za miesiąc(czyli jakieś 130 euro na osobę). Jedzenie też nie jest drogie. Jeżeli nie szaleje się z alkoholem (ten jest tu baardzo naprawdę baardzo drogi) to 400euro stypendium z Erasmusa spokojnie starcza na wszystko.
Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo...nie mogę gwarantować, że jest całkowicie bezpiecznie. Podczas naszego pobytu słyszeliśmy o kilku zamachach min w Ankarze i Istambule. Antalya zdaję się być jednak stosunkowo bezpiecznym miejscem w Turcji. Ja pojechalabym tam jeszcze raz bez wahania ale to już pozostawiam każdemu do własnej oceny.
No tak, nie wspomniałam o uniwersytecie! Akdeniz University posiada jeden z największych kampusów jakie w życiu widziałam. Mimo, że mieszkaliśmy 4 minuty od uniwersyteckiej bramy, dojście na niektóre zajęcia zajmowało nawet do 50 minut (ale na terenie kampusu kursuje bezpłatny autobus). Na zajęcia chodzi się ze studentami tureckimi. Jako, że studiuję wychowanie fizyczne nie było to dla mnie większym problemem, ponieważ 95% moich przedmiotów były to zajęcia praktyczne. Ale nie ukrywam, że wszystko prowadzone było w języku tureckim. I zapomnij o tym, że przedmioty, które wybierze się z katalogu pokryją się z rzeczywistymi przedmiotami! Po przyjechaniu na miejsce okazało się, że połowa przedmiotów nie rusza, a połowa jest zmieniona. Czyli właściwie wiele przedmiotów mi się nie pokrylo, a po powrocie musiałam nadrabiać różnice programowe (5 przedmiotów) ale było warto! Mialam szansę uczestniczenia w zajęciach łucznictwa, wspinaczki, tureckich tańców i nurkowania! A wykładowcy w Polsce byli po moim powrocie naprawdę wyrozumiali.
Nie wiem, co więcej mogłabym dodać ale szczerze zachęcam do wyjazdu do Turcji. Erasmus jest idealną okazją by spróbować życia w innym kraju, a Turcja to miejsce bardzo „egzotyczne" i dalekie nam zarówno kulturą jak i kilometrami, a spędzenie tam nawet jednego semestru niesamowicie otwiera oczy na świat. Wyjazd na Erasmusa był najlepszą decyzją jaką podjęłam w życiu i odmienił mnie zupełnie(w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu).
Jeśli masz jakiekolwiek pytania odnośnie Turcji czy po prostu Erasmusa- pisz śmiało!

majachad@gmail.com

2015 – Chorwacja, Dubrownik – Adam Wachowicz (kierunek turystyka i rekreacja)

Dubrownik to jedno z najpiękniejszych miast w całej Europie, w każdym rankingu zajmuje wysokie miejsce. Położony malowniczy nad Adriatykiem u stóp wzgórza Srdz. Jest sławny ze względu na Stare Miasto – miejsce pielgrzymek tysięcy turystów. Największym atutem czasu spędzonego w tym mieście było poznanie kultury południa, która szanuje swój czas i nigdzie nie pędzi. Wybrzeże Adriatyku jest bardzo słoneczne, ogólnie klimat bardzo sprzyjający studiowaniu. Jeśli ktoś lubi podróżować, to w sąsiedniej Czarnogórze i Bośni i Hercegowinie znajdzie same atrakcje kulturowe, przyrodnicze czy kulinarne. Pozytywne zdanie egzaminów i zaliczenie przedmiotów nie sprawiło dużych problemów, studencki pobyt ułatwiają dotowane posiłki z budżetu ministerstwa edukacji, a także darmowe wejściówki do instytucji kultury – prezent od burmistrza miasta.

Fot. Adam Wachowicz

2015 – Islandia, Holar – Konrad Dyśko (kierunek turystyka i rekreacja)

Żeby trafić do Holar w Islandii, leciałem dwoma samolotami i jechałem trzema różnymi autobusami, więc jeśli ktoś już zdecyduje się na wyjazd tutaj, jestem gotów udzielić porad jak najlepiej i najtaniej dotrzeć na miejsce.

Miejsce to jest niesamowicie piękne bez wątpienia. Poleciłbym je osobom, które chcą się trochę oderwać od głośnego życia w Warszawie i trochę zrelaksować. Zajęcia prowadzone są w bardzo małych grupach w połowie po islandzku, w połowie po angielsku. Poza mną, jedynym obcokrajowcem, jest mój współlokator z Niemiec.

Mieszkam również z dwoma Islandczykami. Warunki mieszkaniowe oceniłbym na bardzo dobre, każdy ma swój osobny pokój, razem dzielimy kuchnię i łazienkę. Ludzie są bardzo sympatyczni i otwarci. Na każdych zajęciach na zaliczenie wymagają napisania długiego eseju (około 10 stron), więc wydaje mi się, że jest to jedyny minus studiowania tutaj.

Ceny podstawowych produktów w porównaniu do Polski są niesamowicie wysokie. Byłem tego świadomy podczas wybierania Islandii, ale i tak zostałem trochę zaskoczony. W Holar nie ma żadnego sklepu, najbliższy jest około 30 kilometrów w Sauðárkrókur. Autobusy jeżdżą tam tylko dwa razy w tygodniu i to tylko po uprzednim poinformowaniu przewoźnika, dlatego najlepiej jest po prostu z kimś się tam zabrać. Jedno wyjście na niezbędne zakupy to koszt około 8000-10000 koron, co przelicza się na około 300 zł. Czynsz za mieszkanie wynosi około 1500 zł za miesiąc.

W okolicy jest bardzo dużo szlaków górskich, widoki są naprawdę spektakularne.

Jeśli chodzi o jedzenie, to na terenie szkoły znajduje się bufet, w którym można wykupić kartę na 10 obiadów w cenie 15000 koron (450 zł).

Pogoda typowo islandzka, póki co poniżej 0 nie spadła, ale to kwestia kilkunastu dni.

Fot. Konrad Dyśko

Więcej zdjęć do pobrania w pliku pdf.

2015 – Portugalia, Lizbona – Maksymilian Hołownia (kierunek sport)

Lizbona jest bezkonkurencyjnie najpiękniejszym miastem, które do tej pory mogłem ujrzeć. Urzekające, wąskie i uliczki, które wcześniej widywałem jedynie na pocztówkach wprowadziły mnie w niemały zachwyt. Byłem pod wrażeniem tego klimatycznego miasta. Wydział Uniwersytetu Lizbońskiego, na który uczęszczałem przez kilka miesięcy znajdował  się na obrzeżach Lizbony. Miejscowość Cruz Quebrada oddalona jest o około 20 minut drogi pociągiem od Cais do Sodre - stacji z którego można dostać się niemal w każde miejsce w Lizbonie, dzięki połączeniu tramwajowemu i metra. Przez cały okres pobytu mieszkałem w akademiku usytuowanym tuż przy wydziale uczelni, co znacznie ułatwiało mi uczęszczanie na zajęcia i codzienne treningi. Infrastruktura uczelni jest na wysokim poziomie. Basen, boiska do piłki nożnej i hokeja na trawie, hala lekkoatletyczna czy korty tenisowe były w bardzo zadbanym stanie.

Pracownikami uczelni byli bardzo życzliwi ludzie, pomocni i otwarci na studentów z programu Erasmus.  Zaliczenie przedmiotów, dzięki mojemu przygotowaniu przebiegło bardzo pomyślnie. Dzięki wyjazdowi , dodatkowo mogłem rozwijać się pod kątem przyszłego zawodu i poszerzać swoją piłkarską wiedzę, ponieważ poza nauką miałem również możliwość odbycia stażu w Akademii Stortingu Lizbona -  najlepszej akademii piłkarskiej w Europie.

W Portugalii zwiedziłem wiele pięknych miejsc, między innymi wielkie wrażenie wywarło na mnie zabytkowe Porto, Braga czy też magiczne Geres. Szczególnie polecam to ostatnie miejsce, gdzie rozciągają się przepiękne widoki parku narodowego. I choć temperatura jest nieco chłodniejsza niż w samej Lizbonie warto odwiedzić te miejsca. Piękna pogoda towarzyszyła mi przez cały pobyt w kraju. Słońce zachęcało do spacerów po plaży, których w Lizbonie nie brakowało. Ja miałem przyjemność odwiedzania plaży niemal co wieczór, ponieważ była ona oddalona  10 min drogi pieszo od akademika w którym mieszkałem. Jednak jeśli chciałem wybrać inną plażę,  ładniejszą czy większą, wystarczyło wsiąść do pociągu i wciągu 45 min drogi mogłem zatrzymać się i wybrać jedną z sześciu pięknych plaż.

Długo mógłbym opisywać swoją niezapomnianą przygodę z Portugalią. Polecam każdemu, bo nie sposób odmówić przejażdżki słynnym electrico czyli  legendarnym tramwajem nr 28, zjedzenia gorących kasztanów na placu Praça do Comércio czy przejścia pod łukiem triumfalnym Arco da Rua August z okładki przewodnika. To robi naprawdę wielkie wrażenie. Na ten magiczny czas składało się nie tylko kilka pięknych miejsc, ale również i  wspaniałych ludzi, których miałem szczęście poznać. Z tego miejsca chciałbym za wszystko podziękować moim kolegom - Diogo, Daniel, Joao, Marco, Bruno – MUITO OBRIGADO!

Fotorelacja do pobrania w pliku pdf.

2015 – Niemcy, Bayreuth – Zofia Ryszkiewicz (kierunek fizjoterapia)

Na praktyki studenckie chciałam wyjechać już od początku studiów, ale chciałam też się do nich przygotować, żeby skorzystać jak najwięcej. W związku z tym wybrałam na wyjazd termin po I roku mgr, bo i wtedy mamy prawie całe 3 miesiące wakacji do dyspozycji i mamy na tyle dużą wiedzę, żeby móc samodzielnie przeprowadzać terapię z pacjentem.

Po podjęciu decyzji przyszedł czas wyboru placówki i to jest właściwie moment kluczowy, ponieważ praktycznie nie ma jakiejś jednej bazy miejsc, sprawdzonych i opisanych, do których można się udać dlatego trzeba samemu zrobić rekonesans. Ja chciałam pojechać do Niemiec, żeby podszkolić język i to muszę przyznać nie miałam problemu ze znalezieniem kliniki, na ok. 20 maili (ale podkreślam do placówek typu szpitale/duże kliniki, a  nie prywatne przychodnie) mniej więcej połowa wyraziła zgodę na mój przyjazd i odbycie u nich praktyk. Z prywatnymi, małymi przychodniami jest dużo ciężej, przynajmniej w Niemczech.

Moja klinika – RehaClinic Roter Hugel znajdowała się w Bayreuth, w niewielkim, acz bardzo urokliwym miasteczku w Bawarii, przyjmowała dorosłych (od 16 w górę) pacjentów neurologicznych jak i ortopedycznych na okres 3-5 tygodni terapii. Pacjenci mieszkali w tej klinice i mieli cały dzień różnego rodzaju zajęcia, tak samo jak praktykanci, którzy otrzymywali zakwaterowanie i wyżywienie w samej klinice, bądź na stancji , oddalonej o ok. 5 min drogi.

Klinika, w której byłam jest przyzwyczajona do tego, że cały rok przyjmuje praktykantów, mają na stałe podpisane umowy ze szkołami w Niemczech, w związku z tym ja całe 3 miesiące spędziłam w grupie ok. 5-7 praktykantów, co uważam było bardzo ciekawym, dodatkowym doświadczeniem. Miałam okazję porównać systemy edukacji, nawiązać bliskie kontakty i wymienić  się doświadczeniami zawodowymi z innymi praktykantami.  Każdy praktykant był na początku przydzielany do jednego pokoju terapeutycznego, gdzie pracowało na stałe dwóch-trzech terapeutów, którzy automatycznie stawali się od początku praktyk naszymi mentorami i dbali żebyśmy się szybko połapali jak funkcjonuje praca w klinice. Z nimi również konsultowaliśmy nasze wątpliwości, pytania, co do pacjentów.

A jeśli chodzi o nasze obowiązki, to od drugiego tygodnia każdy praktykant dostawał już cały plan swoich zajęć od 7.40 do 15.30 każdego dnia odbywały się terapie grupowe, bądź indywidualne z pacjentami, z początku w planach praktykantów przeważają zajęcia grupowe,  z czasem jednak jak zdobywamy więcej zaufania i umiejętności, dostajemy więcej pacjentów indywidualnych, także bywały i dni kiedy ja miałam 10 swoich pacjentów jednego dnia. Zajęcia grupowe to ćwiczenia na sali gimnastycznej bądź na basenie dla grup pacjentów takich jak np. grupa : kolano, biodro (pacjenci po endoprotezach kolan, bioder), pacjenci po operacjach kręgosłupa, pacjenci  z problemami z kręgosłupem, ale nie operowani, grupa pacjentów neurologicznych, grupa mająca problemy z równowagą. Do tych zajęć mamy do dyspozycji różnorodne, liczne sprzęty: piłki wszelkich rozmiarów, taśmy thra band, flexi bary, berety, poduszki airex i sporo innych urządzeń.

Terapia grupowa trwa 30 minut, a terapia indywidualna, niestety trwa 20 minut , dlatego trzeba się wcześniej dobrze zastanowić, co chcemy konkretnego zrobić, bo w takim przypadku każda sekunda jest cenna. Specjalnie dla nas – praktykantów 2 razy w tygodniu odbywają się lekcje dla praktykantów, jedna z ortopedii, jedna z neurologii, bardzo ciekawie prowadzone, przez profesjonalnych terapeutów. Poza tym możemy wziąć udział w ramach hospitacji w hipoterapii, ergoterapii ( terapia zajęciowa połączona z terapią ręki), zajęciach z Qui Gonga, treningu motorycznym, dogoterapii, treningu Nordic Walking, zajęciach na ściance wspinaczkowej, czy stabilizacji kręgosłupa przy  użyciu terapii Master.

Od piątku od 14.00 praktykanci mają już czas wolny, w związku z czym daje nam to 2,5 dnia na zwiedzanie okolicy, która osobiście uważam jest jednym z najpiękniejszych rejonów Niemiec. Bawaria ma swój niepowtarzalny klimat, wysokie góry na południu z pięknymi jeziorami i zamkami, lasy i skałki do wspinaczki, Monachium, Norymberga, Bamberg, miasta pełne historii, kultury, no i oczywiście Bier Festów, czyli słynnych festiwali piwa, których nie sposób ominąć.

Sam Bayreuth, w którym mieszkałam, na pewno mniej turystyczny, ale przez to spokojniejszy i tańszy jeśli chodzi o weekendowe atrakcje.

Jeżeli ktoś byłby zainteresowany odbyciem takich praktyk to piszcie do mnie, udzielę wam jeszcze więcej informacji i wytycznych co zrobić, żeby był to jeszcze lepszy  i efektywniejszy czas.

Fotorelacja do pobrania w pliku pdf.

2015 – Włochy, Rzym – Dominika Wiśniewska (kierunek turystyka i rekreacja)

Program Erasmus wzmacnia charakter. Wiesz, że w pewnych sytuacjach musisz polegać tylko na sobie i swojej znajomości języka. Kształtujesz swoją osobowość poprzez doświadczenia i poznanych ludzi. Nabierasz pewności siebie i ambicji do nauki języków i poznawania kultury. Poznajesz niesamowitych ludzi, z którymi tworzysz historię.

Do Rzymu wyjechałam sama, byłam jedyną Polką i nie miałam tam nikogo znajomego. Na początku żałowałam, że nie mam towarzysza, ale teraz wiem, że drugi raz wybrałabym tak samo. Nie ma się czego obawiać, na początku może być ciężko, ale z czasem znajdziesz znajomych. Poza tym istnieją organizacje studenckie, które służą pomocą.

Drugi powód to język- o wiele szybciej zaczniesz mówić w obcym języku nie mając Polaków obok siebie.

Podczas takiej wymiany poznajesz mnóstwo ciekawych osób różnych narodowości, dzięki czemu poznajesz świat i inne kultury. Masz możliwość zwiedzenia wielu pięknych miejsc, próbowania nowych rzeczy, które mogą dać Ci wiele satysfakcji.

Jestem bardzo zadowolona z wymiany Erasmus+ i namawiam każdego studenta do takiej przygody.

Jest to piękny czas, pełen zabawy, wolności i niezapomnianych przeżyć.

2015 – Islandia, Borgarnes – Anna Saloni (kierunek turystyka i rekreacja)

Decyzję o podjęciu praktyk w ramach TIR podjęłam zbyt późno, na kilka dni przed upłynięciem terminu składania wniosków. Z racji piękna i dzikości wybrałam Islandię. Wysłałam przeszło 40 maili z pytaniem o chęć przyjęcia mnie na praktyki do hosteli i hoteli na całej wyspie. Otrzymałam ok. 20 negatywnych, lecz bardzo grzecznych odpowiedzi, że niestety, personel na sezon letni dogrywa się do końca lutego, był 15 kwietnia. Pozytywny mail przyszedł z hostelu w Borgarnes na zachodzie wyspy. Mimo początkowych perturbacji z brakiem dokumentów, numerów regon i błędnymi adresami, udało się dopiąć wyjazd.

Islandia jest przepięknym, pustym i surowym krajem, który swoją prostotą ukształtował islandzkie społeczeństwo w zupełnie odmienny sposób niż to z czym mamy do czynienia w Europie. Ludzie są pomocni, mili, ale bardzo zdystansowani. Są słowni i można na nich polegać, ale bardzo opornie wchodzą w relacje. Islandia jest miejscem gdzie panuje ogólne zaufanie społeczne, a każdy pracuje na rzecz wspólnoty. Przykładem zaufania jest np. brak pieczątek firmowych, podpis jest tam gwarantem. Nikt przecież go nie podrobi. Jeszcze kilka lat temu, przed napływem polskiej emigracji, nie używano PINu do kart płatniczych, wystarczyło wcisnąć enter. Dla islandzkiego pracodawcy naturalnym jest, szczególnie w obiektach turystycznych położonych z dala od cywilizacji, że zatrudniając pracownika zapewnia się mu zakwaterowanie, samochód oraz wyżywienie. Oczywiście są odstępstwa od tej zasady. Stypendium oferowane przez Erasmus+ jest niewystarczające, aby móc samodzielnie żyć w krajach skandynawskich, dlatego najrozsądniej jest znaleźć sobie praktyki wraz z wynagrodzeniem. Jedzenie jest ok. trzykrotnie droższe niż w Polsce. 40 godzin praktyk tygodniowo pozwala na swobodne podróżowanie. Islandia znana jest z doskonale działającego autostopa, wychodzisz na drogę i po chwili jedziesz gdzie tylko chcesz. W czasie mojego dwumiesięcznego pobytu udało mi zobaczyć całą Islandię włącznie z najdzikszą, rzadko odwiedzaną częścią Fiordów Zachodnich. Bardzo dużo podróżowałam, a każdą wolną chwilę spędzałam na pływalni. Geotermalne baseny to część islandzkiej kultury.

Moje wrażenia? Praktyki były ciężką praca fizyczną, obowiązki od ścielenia łóżek po zaopatrzenie hotelu i hostelu, w których pracowałam. W związku z tym, iż była to firma rodzinna, każdy robił absolutnie wszystko. Mój pracodawca okazał się być bardzo skąpym, wykorzystującym pracowników przedsiębiorcą kombinatorem, na szczęścia był jedynym tego pokroju Islandczykiem jakiego spotkałam. Z pozostałymi ludźmi mam ciepłe wspomnienia i na pewno z przyjemnością wrócę do nich w przyszłości. Praktyki dały mi możliwość poznania odmiennej kultury, spędzenia upalnego lata w najpiękniejszym miejscu na ziemi oraz upewnienia się, że tak na prawdę możemy wszystko.

Fot. Anna Saloni

2015 - Czechy, Ołomuniec - Krzysztof Matraszek (kierunek fizjoterapia)

Cześć! Mam na imię Krzysztof i jestem studentem fizjoterapii na drugim roku. Pierwszy semestr tego roku spędziłem w Czechach w ramach programu Erasmus+. Zapewne większość słyszała, że istnieje taki program, który umożliwia studentom wyjazdy za granicę w celu studiowania. Jestem zdumiony, że mimo bardzo realnych możliwości wyjazdu, tak niewielka część studentów zgłasza się i wnioskuje o udział. Każdy, kto brał udział w „Erasmusie" powie, że jest to niesamowite doświadczenie i warto wyjechać. W pojęciu „studia za granicą" kryje się dużo więcej niż tylko „studia". Taki wyjazd rozwija nie tylko pod względem studiów, ale ma również ogromną wartość, która sprawia, że się go nie zapomina. Podczas półrocznego pobytu nawiązują się niesamowite znajomości, nierzadko prawdziwe przyjaźni, które oprócz wartości samej w sobie, często otwierają możliwości działania za granicą. Różnorodność narodowości „erasmusów" sprawia, że można samemu zaobserwować cechy charakterystyczne dla danego narodu, jednak pomimo tak dużej różnorodności, tworzy się jedna, wielka, zgrana rodzina, której jesteśmy częścią (dlatego polecam zamieszkać w akademiku). Przy odpowiednim nastawieniu można przez pół roku nauczyć się całkiem nowego języka na poziomie zaskakująco przyzwoitym. Jest to bez najmniejszych wątpliwości jedno z najciekawszych, najbardziej wartościowych i najlepiej zapamiętanych doświadczeń w moim życiu, dlatego dla każdego, kto się zastanawia nad wyjazdem, mam jedną radę – nie zastanawiać się, tylko jechać! Dla tych, którzy się nad tym jeszcze nie zastanawiali, mam drugą radę – zacząć się zastanawiać, a następnie skorzystać z pierwszej rady. Jestem w stanie opowiedzieć tylko niewielką część tego, czego doświadczyłem na wyjeździe. Są takie rzeczy, które po prostu trzeba przeżyć samemu, a Erasmus z pewnością do nich należy.

Fotorelacja (fot. Rafał Kozioł) do pobrania w pliku pdf.

2015 – Norwegia, Oslo – Mateusz Szmytkowski (kierunek wychowanie fizyczne)

Pierwsze, co zwraca na siebie uwagę tuż po przylocie do Oslo, to natura, góry, fiordy, wodospady, jeziora, rzeczki, zorze polarne oraz architektura, która kompletnie odróżnia się od polskiej - skromne drewniane domki bez firanek w oknach. Rdzenni Norwegowie to ludzie o jasnych blond włosach. Trochę zdystansowani, ale zawsze pomocni, gdy ktoś o to prosi. Język norweski przypomina mieszaninę niemieckiego i angielskiego, dlatego dla kogoś, kto miał przyjemność uczyć się niemieckiego, norweski będzie łatwym językiem do opanowania przy odpowiedniej motywacji.

Wybierając Oslo kierowałem się opiniami i doświadczeniem innych studentów. Wszystkie opinie zebrane od studentów, którzy byli przede mną w Norwegii były bardzo pozytywne i pomocne - co okazało się już na miejscu.

Norwegian School of Sport Sciences (NIH) zdaniem Norwegów, to najbardziej prestiżowa i znana uczelnia sportowa w krajach skandynawskich (6-8 uczniów ubiega się tutaj o 1 miejsce).

Według wszystkich opinii zebranych od znajomych dowiedziałem się, że poziom nauczania oraz stawianych wymagań studentom jest wysoki. Przekonałem się na własnej skórze, że to była prawda. 4 godzinne egzaminy oraz pisanie prac naukowych zaliczeniowych opartych na współczesnej literaturze były wyzwaniem, którym udało mi się podołać. Prowadzący zajęcia byli wymagający, ale w zamian prowadzili zajęcia na wysokim poziomie merytorycznym oraz językowym, co w dużym stopniu ułatwiało współpracę. Pozytywna atmosfera panująca w uczelni oraz pro-studenckie podejście do studentów zachęcało do nauki i rozwoju

NIH posiada ogromną sportową infrastrukturę, która pozwala na trenowanie wielu dyscyplin sportowych. Basen, korty, hale, siłownia, boiska, stadion lekkoatletyczny - wszystko to jest dla studentów uczelni za darmo. Biblioteka oraz czytelnia wyposażone są w światową i współczesną literaturę, która może wzbogacić każdego zainteresowanego o bezcenną i różnorodną wiedzę.

Przyjeżdżając do Norwegii trzeba nastawić się na spore wydatki!

Pokój w akademiku kosztuje około 3000 nok, karta miejska miesięczna 410 nok, obiad na mieście około 60-100 nok. Ceny produktów są około 2-3 wyższe, ale oczywiście jest alternatywa dla studentów i nie tylko. Produkty "first prize", pakistańskie sklepy warzywno-owocowe pozwalają na zaoszczędzenie paru złotych. Choć wciąż najlepszym sposobem na to jest dostanie bezcennej paczki z Polski! :)

W Oslo miałem szansę również rozwijać się zawodowo prowadząc zajęcia sportowe w klubie gimnastycznym dla dzieci w wieku 3-6 lat, co pozwoliło mi na wykorzystanie teorii w praktyce oraz poznanie warunków pracy innym środowisku. Jako, że koszty utrzymania się w Norwegii należą do wysokich, motywowało mnie to do znalezienia pracy zarobkowej oraz zbudowania międzynarodowych kontaktów zawodowych. Dzięki intensywnym poszukiwaniom udało mi się znaleźć pracę oraz nawiązać współpracę z norweskim klubem gimnastycznym, który zaproponował mi dalszą możliwość współpracy po zakończeniu programu(niestety musiałem odmówić ze względów osobistych).

Wyjazd ten skutecznie przyczynił się do rozwoju moich kompetencji zawodowych. Czuję się bardziej doświadczonym i atrakcyjnym pracownikiem na polskim i światowym rynku pracy.

Wyjazd oraz studia w Norwegii były dla mnie jednym z najcenniejszych doświadczeń życiowych. Te doświadczenie poszerzyło mój światopogląd, wiedzę, umiejętności w zakresie kultury fizycznej. Mam wiele niezapomnianych wspomnień, zdobyłem nowe przyjaźnie i kontakty międzynarodowe.

Dzięki tej wymianie gorąco polecam i zachęcam innych studentów do wzięcia udziału w takich inicjatywach. Niesamowite miejsce do zdobycia ogromnego i bezcennego doświadczenia w szerokim zakresie tego słowa!

Fotorelacja do pobrania w pliku pdf.

2014 - Norwegia, Stavanger - Inga Więch (kierunek turystyka i rekreacja)

2014 Wyjechałam do Stavanger (Norwegia) i studiowałam na uczelni Universitetet i Stavanger. Było to najlepsze pół roku i naitensywniejsze miesiące w moim życiu.

Norwegia to cudowny i piękny kraj, który ma wiele do zaoferowania. Nie jest to kierunek zbyt popularny, bo studenci wolą jechać w miejsca gdzie jest cieplej. Co jest dość mylne. Pogodę w Stavanger mogłabym bardziej opisać do deszowego Londynu, ale i tak miałam szczęście, bo byłam w jednym z cieplejszych roków. Mimo iż byłam w semestrze zimowym, śniegu się nie doczekałam.  Poza tym… FIORDY. Na Preikestolen byłam dwa razy w ciągu wyjazdu: raz z uczelnią, raz z moimi przyjaciółmi. Za każdym razem widok był zapierający dech w piersiach.

Kolejną wspaniałą rzecz, która mnie spotkała to uczelnia do której uczęszczałam. UiS był niesamowity. Każdy problem był od razu rozwiązywany. Odebrali mnie z lotniska, zawieźli do mojego akademika. Organizowali wiele wycieczek i imprez dla studentów zagranicznych. Zapewnili mi komfort, bym mogła się poczuć jak u siebie. Dodatkowo socjal norweski jest cudowny i widać to po tym co oferują studentom. Dostałam miliony prezentów od uczelni: plecak, różnego rodzaju kupony, kubki itp. Pizza lub chińszczyzna dla studentów po wykładzie. Wycieczki związane z kierunkiem studiów: ja miałam zorganizowaną wycieczkę po hotelach, restauracjach oraz wycieczkę gdzie pływaliśmy razem z łososiami. Jako studenci turystyki i hotelarstwa, dostaliśmy kupony na darmowe jedzenie w restauracji i kubki, z którymi mogliśmy wejść do restauracji i dostać darmową kawę (sic!).

Ale nie tylko uczelnia miała wiele do zaoferowania. Samo miasto było pełne pozytywnych ludzi. Szczególnym miejscem było Sølvberget Stavanger Culture house, gdzie przypadkowo odkryłam grupę międzynarodową, która spotykała się co tydzień i razem spędzali jakoś czas. Graliśmy w gry planszowe, spotykaliśmy się w parku by grać frisbee, siatkówkę. Raz skorzystaliśmy z uczelnianej ścianki spinaczkowej.

Jeśli martwicie się o pieniądze, to nie warto. Tak było drogo, ale jak jesteście oszczędni spokojnie sobie poradzicie. Trafiłam do drugiego, najdroższego akademika, w centrum miasta. (Który swoją drogą, był niezwykły. Wszystko w cenie, własna pralnia, salon z telewizorem, salon do gier, własny ogród i 5 minut do centrum. Akademik był malutki, więc byliśmy wszyscy tam dla siebie jak taka mała międzynarodowa rodzina.) Mimo to, nie głodowałam, a pieniędzy poodkładałam tak, że starczyło mi na wyjazd na weekend do Finlandii.

Wielu ludzi straszyło mnie, że będzie trudno ze zdaniem. Nie prawda. W Stavanger, każdy przedmiot ma 10pkt ECTS, więc w praktyce ma się 3 przedmioty i masę czasu, by nad nimi popracować. A sposoby zdawania są różne: od egzaminu pisemnego, poprzez grupowy projekt do egzaminu w domu. Więc chyba, każdy znajdzie coś dla siebie.

Fotorelacja do pobrania w pliku pdf.

2014 - Norwegia, Oslo - Marta Skiba (kierunek wychowanie fizyczne)

Na decyzję wyboru norweskiej uczelni miało wpływ kilka czynników. Przede wszystkim renoma uczelni. Uczelnia Norwegian School of Sport Sciences reprezentuje bardzo wysoki poziom szkolnictwa w zakresie Fizycznej Aktywności i Zdrowia, Coachingu, Sportowej Psychologii, Wychowania Fizycznego. Wymienione dziedziny należą do obszaru moich zainteresowań oraz dotychczasowego kierunku obranego w uczelni macierzystej. Zdobyta wiedza na zajęciach Zdrowego Żywienia w Sporcie, Psychologii Sportowej oraz Fizycznej Aktywności Ludzi Starszych diametralnie wpłynęła na poszerzenie mojej wiedzy oraz co najważniejsze zainspirowała do podjęcia dodatkowych kursów i wykorzystania zdobytej wiedzy w praktyce zawodowej. Po powrocie do Polski, pełna nowych pomysłów i motywacji ukończyłam kurs Instruktora Pilates, Instruktora gimnastyki- korekcyjnej, Instruktora Fitness.

Drugim ważnym czynnikiem było środowisko społeczne. Norwegowie charakteryzują się empatią, wysoką kulturą osobistą, tolerancją wobec innych, bezinteresownością, kontaktowością, co bardzo wpłynęło na moje osobiste poczucie bezpieczeństwa w obcym kraju.

Niezwykłe było dla mnie to, że bez względu na warunki pogodowe, wiek, samopoczucie Norwegowie uprawiają wszelkiego rodzaju sporty całego życia. Dbają o swoją kondycję, zdrowie. Cenią przepiękną naturę która ich otacza i potrafią korzystać z niej w pełni.

Podczas studiowania w uczelni partnerskiej była możliwość podróżowania w głąb Norwegii i doświadczenia piękna skandynawskiej przyrody. Zachwycające podróże w gronie przyjaciół wywarły na mnie niezatarte wrażenia.

Decyzja wyjazdu była przeze mnie rozpatrywana bardzo długo. Wysoki poziom życia jaki panuje w Norwegii a osobiste zasoby finansowe była jedną z tych największych wątpliwości. W przebrnięciu tych różnic finansowych było dofinansowanie otrzymane z Funduszy Stypendialno-Szkoleniowego.

Do dziś uważam, że była to najlepsza decyzja podjęta w życiu. Studiowanie w uczelni zagranicznej było dla mnie pewnego rodzaj wyzwaniem. Musiałam przezwyciężyć strach przed obcym krajem, barierą językową, samodzielnością, nawiązywaniem nowych kontaktów. Krótko mówiąc to prawdziwa lekcja życia, która zaowocowała bardzo pozytywnie na rozwój mojej osobowości. Teraz jestem zupełnie inną osobą, bardziej odważniejszą, otwartą, towarzyską i pozytywnie patrzącą na życie.

fotorelacja do pobrania w pliku pdf.